Wiersze z pocztówek
,,ODRA” 12/2012 - Wiersze wybrane w grudniu 2012
Dodano: 06.12.2012 14:56Piotr Jemioło, Jacek Świerk
Piotr Jemioło
Mixed double
Trzeźwi biegną dwójkami. To są bardzo dobrane pary.
Zbędne miejsce w przedziale zarasta mgłą. Albo kimś,
kto także jest mną, jeśli. Dyplom matki w biegach przełajowych
nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu włącza się wsteczny i wraca do formy
w skali 1:1. Wraca do domu wcześniej, z myślą o byciu z kimś
z czoła peletonu, gdyby. A jednak model 2+0 zawodzi,
jak co niektórych zakład pascala – albo gwiazdki, przodowniczki.
Jeśli są trzeźwi, pobiegną dwójkami. Ale czasem ja gwiżdżę na nich i każę się nie
odwracać. Chwila cię nie zbawi w zamian za piękno, czyli postój:
nie jesteś tym, co sobie wystoisz.
10. VIII. 2012
Ja; Aldous
Jeszcze dziś będziesz ze mną w biegu, mówi Julia Beta.
I przegrywam tę partię. To tak jakby pójść do wojska i zacząć myśleć,
że się wgryzie uśmiechem w zwierzchnika: „czołem panie plutonowy!”,
„czołem to ci mogę przypierdolić”. (Julia Beta głową zamiata sufit,
więc byłoby niełatwo.) Zaraz zrobię sobie przerwę w pisaniu
do niej. I zrobię dobrze.
Wyciągnę nogi w stronę mekki albo innej dziury w świecie.
10. VIII. 2012
Córka mi zaszła, brat jest agnostykiem
Jeśli wypada plomba, warto się jej przyjrzeć dobrze pod światło.
Może być (przykładowo) wiarą, której brak upycha się w zgięciu
łokcia marii; migdaleń. Taki myk. A ty byś chciała chuchać w żagiel dogmatu,
jak chciał tego sama wiesz kto. Aż się połamią kręgi szyjne,
wylecą sztuczne szczęki; aż się napatoczy fregata rozumu.
I przetrąci ci kręgosłup wąż-kilwater.
I nic na to nie poradzę, ale słońce, ono też chyli się ku
jutrze. Potrzyj językiem (albo innym tępym narzędziem) o szkliwo:
być może stało się już i kładzie na torach jak karenina.
Więc i ty się pochyl, siostro.
11. VIII. 2012
Sex nihilo
pamięci Tomasza Pułki
Zrodzony, a nie stworzony został Bóg
z tworzyw sztucznych. (A to zobowiązuje.)
Wieko żelazne jest tuż przed tobą. W czyim lustrze
odbijasz świat przyszły?
(Nasz wiersz czemu się oprze?)
„Nie biegnij – mówi T., wskazując żyłę na przedramieniu –
ta rzeka ma już biegaczy. I jeden brzeg,
na którym stoisz.”
„Nie”.
Nie do zrobienia. (Co było do
pomyślenia.)
12. VIII. 2012
Strzępki dyskursu miłosnego
jeszcze.
(Wyobraź sobie pokój czysty jak przychodnia, gdzie zasila się energią
z alternatywnych źródeł rodzaju ludzkiego; z widokiem na mrowisko
i skwer idealnie kwadratowy, etc. Popatrz, co się składa nań.)
Jest własne lokum, więc wpadaj. Nie mylić z lokajem całkiem nie stąd:
unosi się jak żrący pył nad kraterem i raczej nie zastyga
z nogami na blacie.
Jest okres latencji i przyboje jakiegoś tam freaku.
(A ty mówisz, jak to ktoś powiedział, że pisanie jest odwetem za mówienie.)
Jest to i jest tamto; są niezłe chcice. W powietrzu wisi włos z czyjegoś
łona. Dajmy na to, że przyleciał do nas z Wysp Orientu, jeśli w ogóle istnieją.
Nie ma to i tamto: stwórzmy oczko opaczności. Wpiszmy je w trójkąt,
WPISZMY JE W TRÓJKĄT! By potem chować w czterech ścianach,
hodować gry i gierki w celach marketingowych. Sztuczna, szumiąca
trawa konkurencji niech nam towarzyszy. W międzyczasie słuchajmy jej głosu.
Czy tam rzężenia wysokodajnych silników, niosących się z zamiarem ogłuszenia.
(A ja silę się na żart, który brzmi: niech nie wie id, co czyni libido.)
Spocznij.
Całkiem nie tu, bo gdzie indziej, parę lat wstecz, siada dziwna para.
Jak alfa i omega odzywa się do siebie – tylko na końcu, gdy alfa pyta o
świstek rachunku, słychać nie. Z początku był wspólny pokój.
Jest wolne lokum, więc się zajrzy. Ktoś wolny za tę dwójkę,
ktoś szybki w biegu na orient. Bowiem bliski jest wschód, a
koniec
(ty myślisz, jakbyś sama na to wpadła, że miłość to człowiek niedokończony)
czyimś pytaniem o
12. VIII. 2012
Biura podróży pokryją koszty
biegnę w pozycji treningowej kocham w pozycji trumiennej i
wbiegam w ciebie jak w drzwi obrotowe a potem kuleję
cytuję nieszkodliwą prozę (idą słuchy że piszą ją pedały)
coś się trzyma w garści w biegu bez przeszkód bo nie jest
przeszkodą waga zależność czucie i cała reszta którą się zaskarża
nawet jeśli wrasta w stan absolutnego spoczynku pisanego
wielką literą (aż ci spasuje dany punkt żółta plamka horyzontu własna
orientacja) i nie kończę się w tobie i to jest dobre co się opiera
w biegu wirówce tarciu ale nie traci rozpędu nielot wiary i rozumu
to zawiesina której łatwo nie przełkniesz ani nie spluniesz w podróży przez
bieguny półświatki placebo i paliatyw ośrodki mowy i milczenia
pęcznienia i granic (roubaud przyznaje iż zaprzepaścił sens którejś z kolei
mety wewnętrznej) a więc w podróży działam jak program spisany na stratę
na krótki termin jak lodówki laptopy i żarówki działam i strofuję
metę lecz ona wraca jest zwykłą wstęgą jest wstążką jest wstążeczką
JEST dlatego przecina się ją jak pępowinę i wybiega w życie które
akurat jest na taśmie (jak dobrze że istnieje jest pisane małą literą)
biegam w pozycji trumiennej kocham się w niej i biegnę dalej
11. VIII. 2012
Jacek Świerk
Poeta się rozwodzi? To niech zamknie dziób!
Poeta odchodzi od rozumu:
spuchnięte walizki i meble przerżnięte na pół
za drzwiami, a on nadal leży i coś gada
na wznak. Na to wygląda
że się rozwodzi, a tu trzeba zamknąć dziób, wstać,
wziąć kosmetyczkę, zostawić klucze,
odwrócić się na pięcie i wyjść
na wariata, rozejrzeć się
ostatni raz po osiedlu, uruchomić auto
ironię, odjechać i skręcać się ze śmiechu
na skrzyżowaniu Kota i Psa.
Niektórzy mają potrzebę bredzenia
Niektórzy mają potrzebę bredzenia. Upadają
na łysą mowę z wysoka. Guzem i szramą
ilustrują bajkę o Pięknej i Kwestii
spornej: „Chyba” w piątki, tak. A „raczej”, nie?
– Panie, „chyba” to ryba,
a „raczej” to ssak.
Niektórzy mają potrzebę bredzenia.
Łamią sobie język, żeby kulasem przeganiać
pełnostrawnych artystów
całkowicie zdolnych do udawanej rozpaczy
bo uzdrowionych przez charyzmatyczne
nałożenie rąk
na klawiaturę i blat.
Niektórzy mają potrzebę bredzenia
a ja właśnie, wybaczcie ludzie, muszę iść za potrzebą…
z gazetą zwiniętą w rulon
lub otwartą na odwrót, oglądając wystawy
lub sprawdzając czas, a może uda się
ją złapać na gorącym odpoczynku
zaciągającą się ekstra mocnym milczeniem
wkładającą do niszczarki
solidne bredzenie.
Debata na placu zabaw
Bozi nie ma, zdaje się mówić wszystko wokół nas.
Czy Bozia się obraziła, zabrała zabawki?
Bądźmy lepiej grzeczni
bo nas Bozia wygrzmoci kijem
i zaciśniętymi pieśniami.
Ja tobie „Szczęść Bozio!” – „Daj Bozio!”, ty mnie.
– Hej, ty, ty nie wierzysz w Jedną Bozię? I nie widzisz
żadnej różnicy
między wszystkimi boziami?
– Poniekąd my, wszyscy, czujemy się boziami
ale, jak zwykle, gdy coś grozi, to do Bozi.
Zresztą Bozia to wymysł księży-ca w pełni.
– A co na to wszystko Szanowna Sympatia Bozi?
– A ja na to, że bobek kozi
i, w ogóle, pocałujcie mnie wszyscy w…
zupę ogórkową, lub w krupnik
no może jeszcze, ewentualnie, w żurek
tylko, że z jajeczkiem i kiełbaską
i szczyptą koperku.
Materialista bez środków do umierania 2
Przy słowie Przysłowie nie czuwa nikt.
Same cudzysłowy zamiast rodzonej sentencji
przyrodniej złotej myśli
i gromadki aforyzmów z nieprawego łoża.
Cudzysłów sprawdza stolec, poprawia cewnik.
Cudzysłów namawia na lewatywę
białą tabletkę na przeczyszczenie wsunąwszy mu
w przełyk. Ten cudzysłów nie omieszkał
zamknąć w sobie „stresu i kresu”:
tu i tam, dwiema parówkami(zdolny ten
manikiurzysta)
Synonimy już dawno zarosły trawą i mchem
i spłaszczyły się od mokra.
Wyrazy obce plądrują dom. To notariusz
i słowotwór złośliwy mózgu
pomógł im wejść w posiadanie
tego piętrowego tomu porzekadeł
w nowym budownictwie, na uroczej działce.
I najnowszego modelu
samomowu, z napędem na cztery czasowniki
z klimatyzacją, wygodnym fotelem
i przyciemnianymi rzeczownikami
prosto z salonu poezji.
Nie zapomnijmy o kącie w banku
gdzie, jako kasjer,
wypłacał, pobierał i podbierał
przez tyle lat.
Przy słowie Przysłowie nie czuwa nikt.
Akademia medyczna
przetrzymuje w słoikach
gałki oczne Przy-
podroby –sło-
tasiemca -wia.
Smażalnia kartoflanych serc
Krojąc kartoflane serce
na podwójne frytki z majonezem
nie czuj się bezpieczny. Poezja i tak Cię dopadnie:
w wąziutkim przejściu newralgiczny klin.
Molestowanie tekstualne
dzieje się na piętrach, na częściach,
na kształtach, w nawiasem mówiąc,
na zapleczach, między kartonami.
Zły dotyk czuć farbą drukarską
obleśną jak glut. Trudno ją sprać
w zaułkach i w proszkach,
z pałką zachodząc od tyłu, albo szorując do
dziurawego skutku.
Kartoflane serce smaży się w świecie umarłych.
Skwierczy i pokrywa się chrupką skórką.
Bo w smażalni kartoflanych serc
trzeba wcinać między wierszami.
Bo w smażalni kartoflanych serc
nikt nie myje brudnych mąk
i nic się nie robi z włosami.
Świadectwo
Niepotrzebnie żywiłam Nadzieję.
Nadzieja przepijała w knajpie pijacką rentę.
Robiłam zakupy, gotowałam, sprzątałam
prałam, a ona prała po mordzie
i po czym się tylko da.
Nie żywcie nadziei, takiej po czterdziestce.
Zupą, kotletem plunie Wam w twarz.
Nie żywcie nadziei. Niech stęka z głodu
na ciemnej ulicy. W pustostanie
niech żuje paski skórzane
i tytoń.
Pomyśl, zanim jakiś facet zrobi Ci nadzieję;
zdezerteruje, dzisiejsi rycerze robią
a nie żywią, więc nie odbierają nadziei
z przedszkola, i nie są przy nadziei
gdy ta złamie nogę, albo, gdy zacznie wagarować
i ćpać.
Nie żywcie nadziei. Wskazany jest post ścisły
i ruch (religijny) na świeżym powietrzu.
Zapiszcie ją
na rekolekcje w drodze
wyjątku
na ławce, w parku, w cieniu, przy fontannie
z której i przed którą
cicho się wynurzy jej
wilgotny sekret.