• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Wiersze z pocztówek

« powrót

ODRA 5/2016- WIERSZE WYBRANE W MAJU

Dodano: 24.05.2016 10:57

Mariusz Ropczyński, Mariusz Opyd

 

Mariusz Ropczyński

 

FRANK

 

2 kwietnia 1925 roku dwudziestoletni Hans Frank

poślubia starszą o pięć lat stenotypistkę

oraz handlarkę futrami

Brigitte Marie Herbst

doczeka się z nią pięciorga dzieci

już po wojnie jego syn Niklas wyzna

że gdyby ojciec zdecydował się na homoseksualizm

co do którego w jego przypadku nie powinno być żadnych wątpliwości

byłby zapewne szczęśliwym człowiekiem i prawdopodobnie

nie popełniłby tylu haniebnych i odrażających zbrodni

 

PEWNOŚĆ

 

 

Deszcz ustał. Zbieram puste szklanki,

zeskrobuję drobinki cukru. Słucham,

jak płytko i spokojnie oddycha

dziecko. Nie przeczytało zadanej

na jutro książki. W ogóle za mało

w nim wrażliwości. Wyłączam telewizor,

ktoś znowu kłamie. W każdym bądź razie

spiker od dawna już nie budzi naszej

sympatii. Przegarniam kołdrę, wtulam się w

w plecy żony, zostawiam śmierci mniej miejsca.

Kiedy przyjdzie. Starzy ludzie. Tak, oni

mają tę pewność.

 

TERRARIA

 

Ubiera się na czarno. Czarna koszula, buty, żakiet.

Czarno jest z oczu patrzy czarna zawiść.

Śnieg pada, marzną koty, zapominamy

o wyniesieniu resztek dla ptaków. Koszule

w korytarzu schną już drugi tydzień,

kornik się wgryza w poczerniały wieszak,

telefon milczy, guzdra się śmierć, plany

z map znikają niepostrzeżenie.

 

Czarno jej z oczu patrzy czarna zawiść.

 

ODDECH

 

Deszcz w styczniu. Ludzie z kolan

strzepujący mokre błoto. Zerwana

roleta, szarpnięta przez dziecko.

Krańcowe soboty, niedziele, piątki.

Poukładam to sobie, ale później.

Końcem noża próbuję podważyć

wieczko skarbonki; nie chce,

nie wychodzi. Słyszę swój porwany

oddech. Ktoś wciąż zawzięcie

czerpie radość z naszych

przekleństw, niecierpliwości.

 

BIURA

 

mosty z krzeseł

wszyscy pracujemy tutaj

na drugą zmianę

 

okoliczności na kolejny

dzień i tydzień cały

zły i szorstki

 

perypetie światła

i mur miedzią nasiąkły

 

 

 

RENAMENT

 

pierwszy pójdzie strach

na nim się zakotwiczyć

nie da

 

a dalej całe to

misternie tkane

łgarstwo

 

 

OBRAZEK

 

Świat zapada się. Wieje wiatr. Świerki

za oknem, niczym szyte na miarę,

tak wszystkie są równe.

Ojciec umiejętnie unika spojrzeń

dzieci, idąc spełnić samarytański obowiązek.

Koń zerwał się nagle, przeciął brzezinę,

skręcił w stronę rzeki, zbyt cienki lód

poddał się pod nawałnicą kopyt,

pęcina pękła jak pocisk.

Dwie godziny później zjedzono kolację,

odebrano telefon od córki, na studiach.

Powiedziała, że nie przyjedzie na

święta i że ciąża jest już

jedynie wspomnieniem.

 

 

NIEPAMIĘĆ

 

Gryzie się światem, którego miało być

więcej. Jest styczeń. Białe wygląda jak szare.

Wysoce przesadzone wież nadzieje.

Dzisiaj ojcu umarła matka, poszli z bratem

ją ubrać. Wcześniej ojcu oddali tę ostatnią 

drogę. Matka zasłużyła w dwójnasób.

Musiałem zostać w domu, jak dawniej,

za karę. Spróbować przypomnieć

sobie, cokolwiek.

 

 

DRESZCZE

 

Rano był kominiarz, naniósł nam

piachu. Sadzy ani śladu.

Na parapecie w kuchni martwa

mysz, zostawiona nie wiadomo,

po co, komu.

 

Brzuch mam w bandażach,

wydarzyło się to, czego się tak

panicznie bałaś. W kieszeni

małe srebro. W oczach

zimny front, idący

prosto z serca.

 

 

Mariusz Opyd

 

 

 

Gdzie okrzyk radości

Nie biorę udziału w konkursach radiowych
bo musiałbym krzyczeć z radości

Chętnie wygrałbym w konkursie
w którym z wygranej należy krzyczeć z rozpaczy

Nagrodą – moje prochy

Urnę musimy zachować dla kolejnego uczestnika
łap pan
posyłamy je z okna redakcji wraz z pocałunkami

Więc tańczę w deszczu i popiele
Twoje prochy są ze mnie dumne

 

 

 

 

 

Poranna toaleta

 

ten pan z wąsikiem

spogląda w stronę łazienki

i myśli sobie

że dobrze by tak było

gdyby szpara w drzwiach

była nieco mniejsza

wtedy nie musiałby oglądać

porannych komplikacji

tej pani z pieprzykiem na szyi

 

o! już się go pozbyła

i przekleiła nad górną wargę

poprawiła uszy

podniosła oczy

powkładała włosy na swoje miejsce

wyrównała kąciki ust

 

poranna toaleta może być bardzo zabawna

pomyślał pan z wąsikiem

gdyby nie to że ta pani z pieprzykiem

tak często zmienia wyraz siebie

 

 

Jak w niebie

 

Poszedłem do nieba.

 

– Jest tu kto? – zapytałem prowokacyjnie.

– Nie ma nikogo – odrzekł rząd ro-zbawionych dusz.

 

 

 

 

 

Pośpiech

 

pogrąża nas pośpiech

nie ma czasu na palenie mostów

nasza wola iskrzy się i dogasa

 

droga czasu

wije się wśród

tumanów lęku o sen

 

(przez ten pośpiech nawet nie pośpię!)

 

kołysanki milkną bo

marnują czas

 

pora na postój

podziwianie mostów

 

 

 

 

 

Boże

 

Tak bardzo Cię tu nie ma

A sam się przecież nie poprowadzę

 

Zejdź do mego serca i zalej je wiecznością

Nie chowaj się pod suknią matki

Ileż można palec ssać

 

Jesteś Ty w niebie

Czyś akurat zszedł do sklepu z zabawkami?

Lubisz te z krzywymi nóżkami

I w poszarpanych ubrankach

 

Też mam poszarpane ubranko

Ponadto dziurę w głowie

Wklęśnięcie w klatce piersiowej

Dwa zakurzone oczodoły

I inne przewlekłe nicości

 

Boże

 

Gdzieś jest i gdzie Cię nie ma?

Jeśli jesteś

Dopisz puentę

 

 

 

 

Zamysł Stwórcy

 

tak bardzo pragnąłem przekraczać światy

odkrywać niezmierzone połacie ubóstwa

dzikiej natury krzyżować plany

żerować na ludzkiej ułomności

i oscylować pomiędzy pionem a poziomem

 

chciałem zaokrąglić gasnące życia

do przyjemniejszych statystyk

ograniczać percepcję

do centrów handlowych i kolorowych pism

potęgować natężenia nie-lubienia

i nakierować je na pająki i wyschnięte dzieci

 

miałem na wspak zdefiniować

wiarę i dojrzałość

nędzę i teorię

tak by galimatias pojęć

oznaczyć wspólną domieszką nie-pojęcia

 

miałem w planach uwarunkować

zdolność rozumienia nie-błahych spraw

wprowadzić dziedziczność uczuć

sposoby kreowania słusznych racji

 

huk bębnów ciała wisielców

karabinowe łuski prawa i deklaracje

instynkty i prawdy Edypa i Elektrę

tłusty pokarm spokojne wnętrza cyklopów

a w końcu wielkie śmietniska i tony złota

pragnąłem na ziemię wysypać

 

ale skończyło się na Adamie i Ewie

oraz wężowej intrydze