• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Sztuka

« powrót

Odra 2/2013 – Historia w fotografii

Dodano: 07.02.2013 12:39

Piotr Kosiewski

 Historia w fotografii

 Frankfurcka wystawa Making History ukazywała, jak fotografowie obchodzą się z obrazem świata, jak go przedstawiają, przetwarzają, przeobrażają. W społeczeństwach medialnych jest oczywiste, że rzeczywistość nie może istnieć bez obrazów. Wydarzenia wydają się odbywać tylko wtedy, gdy są prezentowane w mediach – piszą jej twórcy. Posługując się słowami Georges’a Didi-Hubermana, przypominają, że aby widzieć, trzeba sobie wyobrazić. Powstała obszerna i wielowątkowa ekspozycja (znalazły się na niej dzieła trzydziestu ośmiu artystów), rozpisana na trzy części, prezentowane we Frankfurter Kunstverein, Museum für Moderne Kunst oraz MMK Zollamt (a także w przestrzeni publicznej miasta).

W Kunstverein zgromadzono prace próbujące opowiedzieć, w jak sposób zdjęcia zdają nam relację z rzeczywistości, jak ją odsłaniają, lub przeciwnie – są używane do jej ukrywania lub dokonywania na niej manipulacji. Wreszcie mówią o medialnym przekazie świata. Są tu zdjęcia m.in. Barbary Klemm, która od lat śledzi niemiecką politykę (współpracuje z redakcją opiniotwórczego „Frankfurter Allgemeine Zeitung”). Jej czarno-białe fotografie układają się w opowieść o relacjach między obydwoma niemieckimi państwami. To historia widziana bardziej zza kulis, odległa od oficjalnego przekazu, który długo dominował. Dziś może wydają się trochę staroświeckie, przywykliśmy bowiem do bardziej „ludzkiego” obrazu polityki, chociaż często jest on jedynie kreacją specjalistów od PR.

Na inny aspekt oficjalnego przekazu zwraca uwagę urodzona w Moskwie, a mieszkająca w Berlinie Wiktoria Binsztok (Viktoria Binschtok). W cyklu Suspicious Minds (2009) sięgnęła ona po rozmaite zdjęcia z oficjalnych uroczystości – „przepisała” je na nowo, wycinając i powiększając wybrane fragmenty. Skupiła uwagę na tym, co dotąd w nich pomijano, na członkach „świty” znanych polityków, tych z drugiego planu, którzy zazwyczaj pozostają w tle, niezauważani, lekceważeni. Binsztok wydobywa ich obecność, ujawnia ich, każąc zastanowić się nad rolą, jaką pełnią. To niejedyny przykład prac dotykających kwestii medializacji wydarzeń, tego, w jaki sposób kreuje się obraz rzeczywistości, by dobrze ją „sprzedać” widzowi i wpłynąć na jego odbiór. Chilijczyk Alfredo Jaar zajął się jednym z najsłynniejszych przekazów ostatnich lat, jakim była relacja z wydarzeń 1 maja 2011, kiedy to Barack Obama ze współpracownikami obserwował nadawaną on-line akcję zabicia Osamy bin Ladena. Jaar dokonuje swoistej wiwisekcji tego zdjęcia, próbuje ujawnić wpisane w niego ideologiczne założenia. Wszystko: pozy, strój, gesty są tu nośnikiem znaczeń. Prezentują m.in. siłę i osobiste przywództwo prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale też jego determinację i opanowanie. To, co z pozoru przypadkowe, zostało świadomie wpisane w komunikat przygotowany dla globalnego odbiorcy.

Inni twórcy pokazali stereotypizację obrazowania, proces powielania tych samych przestawień, perswazyjne wykorzystywanie fotografii. Spostrzeżenie sprzed lat Bertolta Brechta, że aparat fotograficzny potrafi kłamać tak samo jak maszyna drukarska, nie traci swej aktualności. Jednak szczególną uwagę na wystawie przykuwała obecność prac mówiących o konflikcie afgańskim oraz interwencji w Iraku. Silna obecność tego wątku (widoczna także na zeszłorocznych dOCUMENTA w Kassel) mówiła zresztą wiele o samym społeczeństwie niemieckim i jego stosunku do wojny. W filmie Haruna Farockiego Watson ist hin (2010) oglądaliśmy zapis ćwiczeń w amerykańskiej bazie marynarki wojennej – żołnierzy symulujących działania załogi pojazdu pancernego, którzy przebywają w świecie, co prawda, wirtualnym, ale w krajobrazie dokładnie wykreowanym na podstawie danych pochodzących z Afganistanu. Są atakowani, walczą, jeden z napastników ginie, ale to tylko gra, bez prawdziwego bólu, rozlewu krwi, cierpienia. Do czasu, kiedy to wszystko może zostać odegrane w realnym świecie.

Simon Norfolk sfotografował ślady długoletniej wojny w Afganistanie. Na jego zdjęciach ruiny dawnego Pałacu Prezydenckiego, pozostałości Domu Herbacianego w Kabulu czy zgubiona gąsienica czołgu wyglądają jak pozostałości dawnej, zaginionej cywilizacji. Zdjęcia są skrajnie przeestetyzowane, wręcz zimne, co dodatkowo buduje dystans między nimi a odbiorcą.

Tego komfortu oddalenia, poczucia bezpieczeństwa chciała nas pozbawić Amerykanka Martha Rosler w Bringing the War Home. New series. U niej wojna wchodzi wprost do domów: eleganckich, nowoczesnych, gustownie urządzonych pomieszczeń, w których toczy się codzienne życie ich mieszkańców. Tuż za oknem jednak trwa wojna. Rosler wmontowała w lifestylowe fotografie relacje z konfliktów wojennych. Przed laty podobnie komentowała wojnę wietnamską.