• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Publicystyka

« powrót

Odra 12/2015 - z Andrzejem Antoszewskim rozmawia Stanisław Lejda

Dodano: 21.12.2015 11:15

ZMIANA WŁADZY POWINNA RODZIĆ NADZIEJE, A NIE LĘK

Z prof. Andrzejem Antoszewskim, politologiem z Uniwersytetu Wrocławskiego, o wyborczych błędach Platformy Obywatelskiej, obietnicach Prawa i Sprawiedliwości, zderzeniu dwóch nietolerancji, przyszłości prezydenta, rządzących i opozycji oraz łatwości łamania przyrzeczeń rozmawia Stanisław Lejda

 

- Po ostatnich wyborach parlamentarnych jedni komentatorzy stwierdzili, że ich wynik był łatwy do przewidzenia, inni są zdziwieni tak znaczącą dekompozycją dotychczasowej polskiej sceny politycznej. Pan czuje się tym zaskoczony?

- Odpowiem przewrotnie: i tak, i nie. Wyniki wyborów były łatwe do przewidzenia, ale tylko w jednym aspekcie: od dłuższego czasu nie budziło wątpliwości, kto je wygra. Reszta pozostawała wielką niewiadomą. Nieznany był dystans między PiS-em a Platformą i nie wiedzieliśmy, która z pozostałych partii ma szansę, by przekroczyć progi wyborcze. Publikowano nawet sondaże przewidujące, że tylko dwa ugrupowania wejdą do Sejmu. Nie dziwi zatem, że tylko część z nich weszła do parlamentu. Zaskoczeniem nie był także rozmiar przewagi PiS-u nad PO, badania opinii publicznej wskazywały, że wyniesie ona ponad dziesięć procent.

- A jednak dziennikarze zagraniczni, zwłaszcza niemieccy, nie kryli swego zdziwienia po przegranej PO.

- Oni patrzą na ten problem inaczej. Uważają, że istnieje zależność między sytuacją gospodarczą – która u nas jest dobra – a wynikami wyborów. Dlatego w Niemczech władza zmienia się w długich cyklach. Mamy odwrotne doświadczenia: w Polsce rządzący zawsze szybko się rotowali – z jednym wyjątkiem w roku 2011. Co ciekawe, często tracili władzę, gdy Polska była w niezłej sytuacji gospodarczej.

- Tylko że u nas wzrost gospodarczy nie przekładał się na wzrost poziomu życia ludzi. Systematycznie zwiększało się też rozwarstwienie społeczne.

- Zagraniczni obserwatorzy studiują dane dotyczące tempa wzrostu PKB, natomiast mają mniejszą wiedzę o tym, jak to się przekłada na życie ludzi. Jedną z głównych przyczyn porażki Platformy było to, że ludzie karmieni informacjami, jak świetnie rozwija się kraj, nie odczuwali tego we własnych kieszeniach. Choć przyczyn porażki jest oczywiście dużo, dużo więcej.

- Dosyć często pojawia się opinia, że nie tyle PiS wygrało wybory prezydenckie i parlamentarne, lecz PO – sposobem sprawowania władzy oraz butnym i aroganckim zachowaniem – je przegrała. Jeszcze rok temu nikt nie przewidywał, że Platforma straci władzę.

- Ba, jeszcze wiosną tego roku nic na to nie wskazywało. Zapowiadało się, że jeśli nawet walka wyborcza będzie wyrównana, i tak zakończy się zwycięstwem PO.

- Dlaczego stało się inaczej?

- Moim zdaniem, kluczowa okazała się kampania prezydencka, która przyniosła zaskakujący rezultat; prawdopodobnie nikt, łącznie ze zwycięzcą, takiego wyniku się nie spodziewał. Ta porażka przyczyniła się do demobilizacji i dezintegracji PO. Wyraźnie było widać, że ta partia w wyborach parlamentarnych nie stanowiła drużyny, a jej liderzy Ewy Kopacz nie wspierali. Zapewne było to pokłosie jednoosobowego decydowania o kształcie partyjnych list wyborczych. Ważne postacie w PO albo zostały gdzieś tam zesłane, jak Grzegorz Schetyna, albo nie wystartowały w wyborach – niekoniecznie z własnej woli.

- Kogo pan ma na myśli?

- Przede wszystkim Radosława Sikorskiego. Wygrana Andrzeja Dudy nie tylko potężnie pokrzyżowała szyki PO, wyraźnie napędziła też wiatru w żagle PiS. Do tego doszedł sukces Pawła Kukiza. Wybory prezydenckie wypchnęły na pierwszy plan nieznaną formację. kierowaną przez politycznego amatora. Kolejną sprawą „ustawiającą” wybory parlamentarne była kompletnie nieudana kampania Magdaleny Ogórek. Spowodowała ona wyraźne zepchnięcie SLD do defensywy i gorączkowe kombinacje, co z tym fantem zrobić? Z kim się zjednoczyć, kogo wybrać na lidera? Do tego wszystkiego, dodadzą specjaliści od PR-u, Platforma popełniła błędy wizerunkowe. Można ich wyliczyć całą masę. Na pewno kampania PiS była nowocześniejsza i – co istotniejsze – ani PO, ani SLD nie potrafiły trafić do młodych wyborców. Widać było, że nie mają im nic do zaproponowania, zwłaszcza PO, która niewiele pomogła tej grupie społecznej w latach gospodarczej prosperity.

- Wielu politologów na to właśnie zwraca uwagę: PO zaniedbała swój dotychczasowy elektorat, czyli pracodawców, tzw. klasę średnią oraz ludzi młodych, wykształconych. W odczuciu wielu przedstawicieli tych środowisk zaczęła dbać jedynie o interes własnego aparatu partyjnego. Pozostałym miała wystarczyć „ciepła woda w kranie”.

- Polityka ciepłej wody w kranie została odebrana następująco: niewiele będzie się zmieniało. Platforma zaczęła chwalić się tak, jak swego czasu partie komunistyczne – że coś zbudowano, coś oddano do użytku, że dostrzegamy postęp w rzeczach służących ogółowi itp. Jednak na dłuższą metę argumenty typu: autostrady, Pendolino czy nowoczesne lotniska po Euro 2012 do ludzi nie trafiają. Po pierwsze, nie wszyscy z tych obiektów korzystają, a ci, którzy to robią, bardzo szybko przyzwyczajają się, że tak powinno być, ponieważ tak jest w niemal w całej Europie. Kolejny z podstawowych błędów PO: jeżeli chciała poczynić jakieś gesty w stronę własnego elektoratu, np. obiecać ułatwienia dla przedsiębiorców czy podwyżki pewnym grupom zawodowym, nie powinna tego robić tuż przed wyborami. W tym czasie pojawiły się bowiem inne deklaracje – bardzo klarowne i konkretne: np. 500 złotych na dziecko. To bardziej przemawiało do wyobraźni wielu polskich rodzin.

- Ponadto w kolejne obietnice wyborcze PO niewielu już wierzyło, bo z większości poprzednich ta partia się nie wywiązała. Zabrakło też w nich konkretów. Operowało nimi PiS: nie mówiło o enigmatycznej kwocie wolnej od podatku, ale że będzie ona wynosiła osiem tysięcy złotych.

- Trybunał Konstytucyjny rozstrzygnął dzisiaj (rozmowę przeprowadzono 30 października b.r. – przyp. red.), że kwota obowiązująca do tej pory jest niezgodna z ustawą zasadniczą. Dostrzegło to PiS, natomiast PO w ogóle nie zwracała na ten problem uwagi. Utrzymywała dotychczasową niską kwotę, nie bacząc na ekonomiczne i społeczne konsekwencje tego postępowania.

- PO podniosła też wiek emerytalny, czym bardzo naraziła się wielu Polakom.

- Nawet jeśli zgodzimy się, że podwyższenie wieku emerytalnego było niezbędne z ekonomicznego punktu widzenia, to moment dla tej ustawy wybrano wyjątkowo niefortunnie. Do tego doszło rozegranie sprawy OFE w sposób, jakim na pewno nie można się chwalić. Gdy do tych błędów dołączymy afery, które zawsze obciążają rządzących – a mamy spore doświadczenia na tym polu, poczynając od sprawy Rywina – to bez względu, czy one rzeczywiście, czy w sposób przejaskrawiony pokazują bagno polityki, to skutek musiał być taki, jaki nastąpił. Obietnica wyjaśnienia afery taśmowej w krótkim czasie nie została dotrzymana. Kamyczek do kamyczka – to wszystko złożyło się na przegraną PO. W dodatku rządząca partia była mniej radykalna w swoich postulatach. Obiecywała w zasadzie kontynuację, dopiero w ostatnim momencie pojawił się slogan: teraz położymy nacisk na płace.

- To również było ogólnikowe stwierdzenie, nie podano żadnych kwot, np. wysokości płacy minimalnej.

- Żadna z grup zawodowych nie otrzymała także przyrzeczenia, że pieniądze na podwyżki dla niej się znajdą. PO koncentrowała się głównie na krytykowaniu programu PiS, a zwłaszcza źródeł finansowania pomysłów tej partii. Piękne macie obietnice, ale skąd na to weźmiecie pieniądze?! Tymczasem ludzie tym się nie przejmowali, uznali, że skoro ktoś pretendujący do zwycięstwa w wyborach coś im obiecuje, pewnie to zrealizuje. Jeśli chodzi o sferę obietnic, PiS było bardziej konkretne, złożyło ich więcej, a że miały charakter bardziej wymierny dla ludzkich portfeli, więc musiało to przeważyć. (...)

 

Więcej w grudniowym numerze miesięcznika "Odra".