• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Sztuka

« powrót

Odra 2/2013 – SZLAK

Dodano: 07.02.2013 12:41

Jacek Sieradzki

 SZLAK

 Nie wiem, kto im w Zakopanem podsunął dawną salę balową sanatorium doktora Chramca. Wtedy, w połowie lat osiemdziesiątych, była zapyziałą świetlicą peerelowskiego zakładu zdrowotnego. Obskurnego, jak wszystkie takie placówki w tamtym czasie; gdy niedługo potem zacząłem regularnie przyjeżdżać do teatru, nocowałem w pokoikach hotelowych owego „Domu Zdrowia”, ciasnych jak cele więzienne. Pomieszczenia stanowiące dziś foyer sceny Witkacego były graciarnią. Remontowali je sami chałupniczym sposobem, przemieszkując w wynajmowanych lokalach o kołchozowym standardzie, żyjąc z garstki sprzedanych biletów na przedstawienia.

Kto by pomyślał, że sala widowiskowa, jaką wtedy ludzie Dziuka osobiście, delikatnymi dłońmi artystów wykuli, wystukali, wymalowali i wymyli na Chramcówkach, otworzy zupełnie nową epokę w polskiej architekturze scenicznej? Dziś tylko takie sceny się buduje. Nie amfiteatry z parterem i lożami, ze sztywnym podziałem na scenę i widownię rozdzielone kurtyną, a właśnie podobnie proste czarne pudełka z możliwością dowolnego przykrawania przestrzeni i ustawiania krzeseł w każdą stronę świata. Możemy się chwalić nowymi, znakomitymi miejscami do grania w łódzkich teatrach Nowym i Powszechnym, gdańskim Wybrzeżu, w Sopocie, nowohuckiej Łaźni Nowej czy na Dworcu Świebodzkim we Wrocławiu. Gdy w roku 1985 powstawał Teatr im. Witkiewicza, one się jednak nikomu jeszcze nie śniły.

A zakopiańczykom nie śniła się technika, którą szczęśliwie mogą mieć dziś. Po kilkuletnim remoncie (z dużym udziałem unijnych pieniędzy) zamontowano tu nowoczesne panele, dzięki którym można spiętrzać płaszczyznę sceny i widowni, jednym naciśnięciem guzika kształtować areny i amfiteatry. Na suficie zawisła bateria reflektorów gotowych generować każdy kolor i każdy snop światła, punktowy, migoczący, ruchomy. Cuda nad cudami! Pewnie trzeba być niepoprawnie sentymentalnym, żeby miast zachłysnąć się tym olśniewającym potencjałem widowiskowym, mieć za szczęście raczej to, że remont nie usunął z foyer wieloskrzydłych drzwi, pamiętających epokę, gdy Witkacy próbował zakładać Teatr Formistyczny. Że świdrujące oczy patrona teatru na wielkim malowidle patrzą ze szczytu gmachu na wchodzących widzów, przydając nowoczesnej fasadzie piętna metafizyki. Że w odnowionym bufecie dalej leje się darmową „schroniskową” herbatę, co niegdyś było wyróżnikiem teatru, tak nadużytym przez egzaltowanych opisywaczy, iż w pewnej chwili indagowani o herbatę – nie o teatr – gospodarze reagowali nieukrywaną złością.

Tymczasem właśnie przez te drzwi (i kształt galerii w foyer), przez te oczy i przez tę herbatę jak z Pięciu Stawów zakopiański teatr, modernizując (i standaryzując) technikę, ocalił najważniejsze: niepowtarzalność. Gwarancję, że przekraczając ten próg, trafia się do świata sztuki traktowanej z bezwzględną powagą. I że uniesienia właściwe dla samotnej włóczęgi po górskich ścieżkach mają szansę szukać tu swego przedłużenia. Proszę mi pokazać inny adres w polskiej okolicy ofiarowujący podobną pewność!

Na nowe otwarcie wybrano dwa tytuły. Pierwszy to odnowione Bezimienne dzieło, praca sprzed paru lat, z okresu wielkiej smuty przedremontowej i remontowej, spektakl w swoim czasie mocno niedoceniony. Witkacowska wizja społeczeństwa, w której ostatnie przejawy indywidualizmu glajchszaltowane są na placek przez kolejne rewolucyjne spychacze (z rewolucją niwelistyczną na finał), nasycona została rodzajem ciemnego przygnębienia i sarkazmu, który pęta wszelkie przejawy energii. Resztówka arystokracji ducha i sztuki w pudrowanych perukach wygłupiała się wisielczo i bez wiary, z pełnym poczuciem schyłkowości i utraty celu, zmiatana na śmietnik przez coraz bardziej automatyzujące się masy. W roli egzekutorów powszechnego zbydlęcenia inscenizator obsadził… widzów. W czwartym akcie publiczność otrzymywała białe maski, które, przyzwyczajona do częstych dziś interakcji ze sceną, ochoczo wkładała. Anihilacja świata starego (niechby i zdegradowanego) piękna w dławiącym pierścieniu dziesiątek trupich, pozbawionych wyrazu masek zatykała dech.


Tagi: odra, szlak, 22013