• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Sztuka

« powrót

Odra 3/2017 - Katarzyna Bzowska-Budd

Dodano: 20.03.2017 11:24

Katarzyna Bzowska-Budd

 

CO NIEDZIELĘ W TATE MODERN

 

Niezwykła galeria, Tate Modern, mieści się w dawnej elektrowni. Jej budynek zaprojektował sir Giles Gilbert Scott, znany przede wszystkim jako twórca słynnej elektrowni Battersea utrwalonej na okładce albumu Pink Floyd, a także w wielu filmach fabularnych. Obydwie elektrownie zostały zamknięte na początku lat osiemdziesiątych XX wieku, przy czym o tę w Battersea przez wiele lat toczyły się spory, jako że stała się już ikoną popkultury, wpisaną na listę dzieł chronionych. Dopiero w roku 2012 zatwierdzono plan przebudowy całej okolicy, z uwzględnieniem zabytkowej budowli.

 

Elektrownia na brzegu Tamizy miała więcej szczęścia. W 1995 roku szwajcarscy architekci Jacques Herzog i Pierre de Meuron wygrali konkurs na jej przebudowę i przystosowanie na potrzeby galerii sztuki nowoczesnej. W maju 2000 nową placówkę, stanowiącą część artystycznego „imperium” Tate, oficjalnie otworzyła królowa Elżbieta II.

W Tate Modern mieści się przede wszystkim stała ekspozycja, na której sztuka XX i XXI wieku prezentowana jest tematycznie, co odzwierciedlają nazwy poszczególnych sal (np. „Marzenie senne”, „Przekształcone wizje”). Odbywają się tu także świetne wystawy czasowe. Nowa galeria cieszy się ogromnym powodzeniem, czemu sprzyjają nie tylko ciekawe ekspozycje, ale też samo jej położenie: naprzeciwko słynnej katedry św. Pawła, tuż obok odrestaurowanego Szekspirowskiego Teatru „Globe”. Już w pierwszym roku odwiedziło ją 5,2 miliona zwiedzających i nadal jest to najczęściej odwiedzana galeria sztuki nowoczesnej na świecie, wyprzedzająca nawet Centre Pompidou w Paryżu i Museum of Modern Art (MoMA) w Nowym Jorku. Jeśli chodzi o wydarzenia artystyczne, rekordowym powodzeniem cieszyła się wystawa prezentująca „wycinanki” Henri Matisse’a The Cut-Outs – w ciągu pięciu miesięcy zwiedziło ją 560 tys. osób. 

Architekci odpowiedzialni za rewitalizację nie zapomnieli o przeszłości tego miejsca – pozostawiając pustą przestrzeń w głównej hali, gdzie mieściła się kiedyś główna turbina elektrowni. To ogromne pomieszczenie dyrekcja galerii oddaje we władanie kolejnym artystom. Wystawy w Turbine Hall sponsorują bogate firmy, jak Uniliver czy Hyundai – ale to Tate Modern decyduje o wyborze artysty. Jako pierwsza prezentowała tu swoją pracę Louise Bourgeois, amerykańska artystka, która w swym długim życiu (zmarła w 2011 roku w wieku 98 lat) zajmowała się różnymi rodzajami twórczości. W Turbine Hall znalazła się jedna z jej instalacji: były to trzy wieże, na które zwiedzający mogli wejść po krętych schodach; w zamierzeniu Bourgeois niewielka platforma na szczycie miała sprzyjać spotkaniom z nieznajomymi i wymianie poglądów. Przed wejściem do galerii, od strony Tamizy ustawiono wówczas ogromnego pająka, który często pojawia się w różnych formach w twórczości Bourgeois. Innym razem w Turbine Hall zaświeciło ogromne słońce wykonane przez Olafura Eliassona, prowokując spragnionych słonecznych dni mieszkańców Londynu do kładzenia się na podłodze i wpatrywania w ogromną słoneczną kulę. Z kolei praca Carstena Höllera mieściła się na pograniczu sztuki i zabawy – była to ogromna zjeżdżalnia, z której można było korzystać tak jak w parku rozrywki. Znacznie mniej zabawowy charakter miała instalacja Mirosława Bałki: ogromny kontener, podobny do tych, którymi na statkach przewozi się drobnicę, wyłożony czarnym materiałem. Stając na jego progu, zwiedzający miał przed sobą czarną, niekończącą się przestrzeń. Krytycy sztuki prześcigali się w interpretacjach tego dzieła, poczynając od skojarzeń z bydlęcymi wagonami wiozącymi więźniów do obozów zagłady aż po współczesne skojarzenia z różnymi metodami przedostawania się do Europy nielegalnych emigrantów. Były też interpretacje natury filozoficznej – zgodnie z nimi czarna, niekończąca się przestrzeń była symbolicznym przedstawieniem losu człowieka.

W kolekcji Tate znajduje się ogółem 70 tysięcy dzieł sztuki, przy czym co roku wzbogaca się ona o około tysiąc nowych nabytków, stanowiących przede wszystkim prace współczesnych artystów. Tylko niewielka ich liczba udostępniana jest zwiedzającym, a magazyny galerii już od dawna są przepełnione. Nic dziwnego, że zaledwie w kilka lat po otwarciu Tate Modern zapadła decyzja o jej rozbudowie. Na przestrzeń wystawienniczą przeznaczone zostały dawne, podziemne zbiorniki ropy naftowej, które mieściły się obok gmachu dawnej elektrowni. Usunięto je, a wyżej wzniesiono jedenastopiętrowy budynek, zaprojektowany również przez firmę Herzog & de Meuron. Nowa galeria została otwarta 17 czerwca 2016.

Budynek, nazwany Switch House, przypominający piramidę obciętą od góry i skręconą w jedną stronę w połowie wysokości, mierzy 64,5 metra, a jego powierzchnia wynosi 22 500 m kwadratowych. Oba gmachy połączone są na poziomie zerowym (w podziemiach), parterze oraz kładką na wysokości czwartego piętra. Koszt całej inwestycji wyniósł ponad 200 mln funtów, na które złożyły się środki własne instytucji, dotacje z funduszu loteryjnego, państwowej Agencji Rozwoju Londynu oraz dotacje prywatne, m.in. 10 mln od Eyala Ofera z Monako i 6 mln funtów od amerykańskiego biznesmena-filantropa Johna Studzinskiego. Wewnętrzna konstrukcja budynku to typowa nowoczesna budowla ze szkła i stali, ale jej konstrukcję widać tylko od środka, bo z zewnątrz budynek pokryto luźno ułożonymi cegłami. Szczególnie efektownie prezentuje się, gdy zapada zmrok i we wnętrzach budynku zapalane są światła.

W ciągu pierwszego weekendu po otwarciu galerię odwiedziło 143 tys. osób. W samą tylko sobotę 19 czerwca liczba zwiedzających wyniosła 54 tys., czyli blisko dwukrotnie więcej zwiedzających niż w normalny weekend. W kolejce do wind prowadzących na ostatnie piętro, skąd rozpościera się panorama Londynu, trzeba było stać kilka godzin. Widok jest rzeczywiście wspaniały. Przy czym wiele osób wracało do Switch House kilkakrotnie, bo przez pierwsze trzy tygodnie odbywały się tu specjalne pokazy perfomance’ów, projekcje filmów i prac video. W jednej z sal można było je oglądać, leżąc na miękkich poduszkach rozłożonych na ogromym puszystym dywanie.

Większość, 75 proc. z 800 dzieł sztuki znajdujących się w nowych salach wystawowych, zakupiona została w ciągu ostatnich piętnastu lat. Podobnie jak i w głównej galerii, także tu dzieła prezentowane są tematycznie. Kilka sal poświęcono fotografii, a także nowym mediom elektronicznym. Na wystawie stałej oglądać można prace m.in. Marka Rothko, Henri Mattise’a, Louise Bourgeois, Agnes Martin, Yayoi Kusamy. Nie zabrakło oczywiście Polaków (Magdalena Abakanowicz, Artur Żmijewski, Wilhelm Sasnal), jak i artystów mających związki z Polską, np. Willy’ego Zielke (Niemcy) oraz Hansa Bellmera i Andre Cadere’a (obaj urodzili się w Polsce, ale mieszkali w Paryżu).

Nowa galeria wymagała nowego dyrektora. Została nim Frances Morris. To nie tylko pierwsza kobieta na tak wysokim stanowisku w tej instytucji, ale także pierwsza, która związana jest z Tate od lat. Poprzednio dyrektorami w Tate Modern byli ousiderzy – historycy sztuki ze Szwecji, Hiszpanii czy Belgii. Morris studiowała historię sztuki na uniwersytecie w Cambridge, a tytuł magistra uzyskała w Courtauld Institute of Art. Rozpoczęła pracę jako kurator w Tate w 1987 roku (rok później dyrektorem został Nicolas Serota, który sprawuje tę funkcję do chwili obecnej i to dzięki jego wizji Tate nabrała rozmachu). Po otwarciu Tate Modern Morris została dyrektorem wystawy stałej, a następnie dyrektorem działu sztuki międzynarodowej. To ona jeździła po świecie, wyszukując dzieła warte pokazania w Switch House.

Zanim galeria Tate Modern została otwarta, Londyn był chyba ostatnią z liczących się w sztuce stolic świata, które nie miało swojej galerii sztuki nowoczesnej. Wydawało się, że publiczność nie jest zainteresowana jeszcze jednym miejscem wystawienniczym. Przez wiele lat muzea i galerie sztuki świeciły pustkami, prowadzono tam pod przymusem wycieczki szkolne. Poza tym gościli w nich uczeni i nieliczna grupa koneserów sztuki. Popularność Tate Modern zaskoczyła więc specjalistów. Chodzenie do galerii stało się modne. Zyskały na tym także tradycyjne muzea, które w bardziej interesujący sposób zaczęły prezentować swoje kolekcje. Nowi muzealnicy zerwali (choć oczywiście nie wszyscy) z akademickim sposobem prezentowania dzieł. To nie jest już „Niemieckie średniowiecze”, po którym przechodzimy do „Włoskiego renesansu”… Dzieła zostały przedstawione w innej kolejności i układzie, dzięki czemu przestały wyglądać jak umierające stare biblioteki. Muzea i galerie stały się przy tym także jak gdyby współczesnym kościołem – dla tych oczywiście, których interesuje coś więcej niż piwo i piłka nożna. Sztuka w chrześcijaństwie (zresztą nie tylko) wiązała się przecież z potrzebami religijnymi, z obcowaniem z dziełami w kościołach. Chrześcijaństwo nie pozostawiało wątpliwości co do tego, że sztuka jest po to, by wzbogacać naszą duszę, by utwierdzać nas w wierze i uczyć, np. o miłości macierzyńskiej uosabianej przez figurę Madonny z dzieciątkiem lub odwadze i poświęceniu, symbolizowanych przez śmierć Jezusa na krzyżu. Zaś we współczesnych kościołach znajduje się coraz mniej malowideł i rzeźb, przestały one być świątyniami sztuki. (...)