• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Sztuka

« powrót

Odra 10/2015 - Piotr Kosiewski

Dodano: 21.10.2015 10:22

Piotr Kosiewski

PODEJRZANA ABSTRAKCJA

                                                                      

Czysta formalność w lubelskiej galerii Labirynt została niemalże niezauważona. Szkoda, bo to jedna z najbardziej intrygujących tegorocznych wystaw, daleka od jednoznaczności i prowokująca do stawiania kłopotliwych pytań.

 

Już sam tytuł wystawy prowokuje, ponieważ „formalizm” jest dość kłopotliwym terminem: jako „formalistyczną” określano twórczość epigońską, akademicką, popadającą w eskapizm, ale też skrajnie poddaną regułom rynku, zaś w systemach totalitarnych w ten sposób nazywano sztukę nieprzystającą do oczekiwań rządzących. Dzisiaj pod adresem „formalizmu” także wysuwane są poważne zarzuty. Wystarczy przypomnieć głośny tekst Jerry’ego Saltza o znamiennym tytule Zombie na ścianach. Dlaczego tyle nowej abstrakcji wygląda tak samo? Ten wpływowy krytyk pisze o powstającej obecnie tego typu sztuce, że jest łatwa, stworzona do kupczenia. „To sztuka jako bitcoin” – dodaje.

Lubelska wystawa jest dość obszerna, Zebrano na niej prace blisko czterdziestu artystów. Ponad połowa urodziła się w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Można więc zobaczyć na niej przede wszystkim młode pokolenie, które dorastało już w III RP, gdzie sztuka musiała odnaleźć się w nowych warunkach. Wystawa ta również, wbrew przywołanym negatywnym opiniom Saltza, broni obecnie powstającej sztuki abstrakcyjnej. Definicja formalizmu w przypadku lubelskiej wystawy okazuje się, z jednej strony, dość pojemna, a z drugiej strony dokonano na niej istotnego zawężenia, utożsamiając formalizm z rozmaitymi formami sztuki abstrakcyjnej, nie biorąc pod uwagę tego, że ten termin historycznie był używany także na określenie rozmaitych wcieleń malarstwa przedstawiającego. Kim są zatem nasi nowi formaliści? To grupa artystów – pisze Krasny – którzy nie wyrażają zainteresowania zaangażowaniem społecznym, nie chcą opowiadać o paradoksach codzienności i wchodzić w dialog z rzeczywistością, deklarują za to zainteresowanie zagadnieniami związanymi z estetyką: przestrzenią obrazu, światłem, barwą i kształtem.

*

Czysta formalność nie jest jednak jakimś manifestem, próbą wykreowania nowego trendu w naszej sztuce. Niedawne próby – jak propagowany przed paru laty „nowy nadrealizm”, który miał zmienić oblicze polskiej sztuki, lecz szybko się wypalił – nauczyły krytyków ostrożności. Na wystawie unika się nawet zbiorczych etykietek, którymi można byłoby opisać całość zgromadzonej w Lublinie twórczości. W przypadku jednych mówi się o „metaforycznej abstrakcji”, w przypadku innych o „aluzyjnej”. Z proponowanych określeń można byłoby ułożyć całkiem długą listę. Jest jednak wątek, który zdaje się łączyć wielu artystów. Ich twórczość okazuje się polemiką ze sztuką powstającą w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym chyba najwyraźniej ten konfrontacyjny ton wyartykułował Sławomir Pawszak w wywiadzie, którego fragmenty przypomniano przy okazji lubelskiej wystawy. Kiedy byłem na studiach – wspominał – to sztuka krytyczna była dla nas salonem. Dlatego abstrakcja, której niemal nikt w Polsce w tym momencie nie robił i wydawało się, że nikt nie traktował poważnie, kusiła najbardziej. To była chęć włożenia kija w mrowisko.

Ciekawe jest to zwrócenie uwagi na hegemoniczną pozycję sztuki krytycznej w Polsce. Mówią o niej nie tylko artyści młodego pokolenia, ale też twórcy i krytycy znacznie od nich starsi. Dlaczego ta nieliczna grupa artystów tak silnie zaciążyła na sztuce ostatniego ćwierćwiecza? Niektórzy tłumaczą to spiskiem, o zgrozo lewackim!, zawiązanym przez grupkę artystów, krytyków i galerzystów. To łatwe wyjaśnienie, chociaż intelektualnie miałkie. Trzeba szukać innych tłumaczeń. Na pewno siłą artystów krytycznych była złożona przez nich propozycja innego myślenia o sztuce. Pokazanie, że może ona coś istotnego powiedzieć o swoim czasie i być zauważana nie tylko przez bywalców galeryjnych wernisaży. To dzięki ich twórczości o sztuce zaczęli dyskutować politycy i dziennikarze. Inna sprawa, jak ta dyskusja wyglądała.

System instytucjonalny polskiej sztuki w ostatnich latach mocno okrzepł. Artyści związani ze sztuką krytyczną zajmują w nim ważne miejsce. Pewien popularny krytyk sztuki przy okazji lubelskiej wystawy żalił się, iż nie potrafi sobie wyobrazić, że ważne instytucje sztuki zaczną skupiać się tylko na kwestiach czysto artystycznych, tego, że „sztuka zajmie się sztuką”. Owe żale mogą dziwić. Jednak istotnie jest pytanie o hierarchie wpływu i prestiżu rządzące polską sztuką. Na jakich zasadach są dopuszczane inne postawy, wrażliwości, etc. Kim wreszcie są wykluczani z tego systemu? Problem w tym, że w odpowiedzi na te zarzuty i żale można z łatwością wymienić listę wystaw pokazujących zwrot ku formalnym aspektom, zaś artyści zgromadzeni na Czystej formalności nie nadają się na „wykluczonych z systemu”. Ich prace były wystawiane w najbardziej wpływowych nadwiślańskich instytucjach publicznych, wieloma z nich opiekują się topowe galerie prywatne. Warto mieć to w pamięci, czytając tyrady o złowieszczej sztuce krytycznej.

Wracając do samej wystawy, zaskakująco różnorodnej... Można tu znaleźć niebanalne gry z przeszłością sztuki, zwłaszcza nieprzedstawiającej. Paweł Eibel tworzy obrazy o wyrafinowanej fakturze odwołujące się wprost do tradycji minimalizmu. Tycjan Knut bardzo świadomie nawiązuje do polskiego malarstwa lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Są tu stawiane na nowo pytania o malarstwo jako medium i o niebezpieczeństwo estetyzacji, jakiego nie uniknęło wielu abstrakcjonistów. Tomasz Baran, jakby przekornie, swe ostatnie obrazy namalował na blasze falistej, Piotr Łakomy buduje swe prace ze skrajnie nieestetycznych elementów, Sławomir Pawszak na swoich płótnach umieszcza nie do końca przystawalne do siebie elementy, miksuje różne tradycje i sposoby obrazowania. Maluję obrazy, które wcześniej ciężko byłoby zaakceptować nawet mnie samemu – podkreśla.

W Labiryncie dominuje malarstwo i fotografia, ale jest też rzeźba, wideo, a nawet muzyka. Zaskakiwać może wielość odniesień do przeszłości, sposobów definiowania abstrakcji. Jednak, co ciekawe, wśród tych rozmaitych powrotów do rozmaitych formuł sztuki nieprzedstawiającej brak w Lubinie twórczości zawierającej element metafizyczny, sakralny, stawiającej pytania o Absolut. A przecież były to kwestie niezmiernie ważne dla pokaźnej grupy abstrakcjonistów. Wyjątkiem jest Karolina Hałatek, autorka wyrafinowanych, odrealnionych fotografii, która podkreśla: Sfera duchowa była dla mnie zawsze bardzo realna i niewątpliwie oddziałuje na moją twórczość. I dodaje: metafizyczna strona moich prac wiąże się z oscylowaniem między widzeniem wewnętrznym, pozafizycznym i materialno-formalnym.

Sztuka tworzona dzisiaj prezentuje się bardzo dobrze i nie odstaje od tego, co można obejrzeć w prestiżowych galeriach i na targach sztuki w głównych centrach artystycznych. Tym bardziej istotne jest – stawiane przez Saltza – pytanie o związek między nowymi wcieleniami abstrakcji i rynkiem sztuki. W ciekawej rozmowie opublikowanej w katalogu wystawy Grzegorz Sztwiertnia – bardzo krytyczny wobec zbyt łatwego potępiania nowego formalizmu – podkreśla: tu mamy drogę wstecz. Największym [jego – formalizmu] mankamentem (…) jest bezkrytyczna i ślepa – tu znajduje się, według mnie, czysty aspekt zombie – akceptacja gry rynkowej, czyli tego, że obraz musi być najpierw ekskluzywnym towarem, a dopiero potem może być dziełem sztuki.       

*

Czystemu formalizmowi towarzyszy aneks prezentujący przede wszystkim artystów starszych, urodzonych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. To swoiste dopowiedzenie zaburza klarowną opowieść o sztuce ograniczającej się do celebrowania formy. Jakby kurator wystawy chciał swą opowieść o czystym formalizmie opatrzyć cudzysłowem, zdystansować się, mrugnąć do widza. Obrazy Grzegorza Sztwiertni czy Rafała Jakubowskiego pokazują krytyczny potencjał abstrakcji, z kolei Robert Kuśmirowski w swym performance z 2005 roku, podczas którego w krótkim czasie stworzył serię czarno-białych abstrakcyjnych grafik, ośmiesza akademickich artystów celebrujących grafikę artystyczną na uczelniach, obalając mit wyjątkowości i potrzebę wybitnego warsztatu. W zabawnym filmie Bei uns in Polen (2011) autorstwa Galerii Niewielkiej (Maciej Kurak/Max Skorwider) można usłyszeć napuszone komentarze na temat kompozycji abstrakcyjnych, długie rozważania o kolorach i liniach. Rozmowa o sztuce ograniczająca się jedynie do dyskusji o formie okazuje się wyjątkowo miałka.

Czym zatem dzisiaj jest sztuka abstrakcyjna? Czy to jedynie komercyjna produkcja, nieistotna artystycznie? A może jest ona estetyczną zabawą, za którą mogą kryć się poważne treści? Próbą powrotu do sztuki, w której kwestie formalne mają jednak podstawowe znaczenie? Nie ma jednej, dobrej odpowiedzi. Na pewno jest grupa ciekawych twórców, którym warto się z uwagą przyglądać, nie przywiązując się zbytnio do etykietek, jakimi bywa opatrywana.

Piotr Kosiewski

 

Czysta formalność. Galeria Labirynt, Lublin 25.06.2015 – 09.08.2015. Kurator Marcin Krasny