• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Sygnały

« powrót

ODRA 4/2016- POCZTÓWKA Z EUROPEJSKIEJ STOLICY KULTURY

Dodano: 20.04.2016 12:54

WYCISZONA AKTYWNOŚĆ
CZYLI ROZPACZLIWIE POSZUKUJĄC ESK

Znajomi, którzy przyjechali do Wrocławia, już pierwszego wieczoru kazali prowadzić się w miejsce gdzie – cytuję – mocnym rytmem pulsuje serce Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Próbowałem przekonywać, żeby lepiej zostać w domu, bo w jednej z niepublicznych telewizji będzie film, którego jeszcze nie widzieli, ale uparli się.

Trudno, uznałem: skoro chcą, dostaną to, na co zasługują. Poszliśmy najpierw na jedno z najbardziej zapuszczonych wrocławskich podwórek, u zbiegu ulic Jedności Narodowej, Ignacego Daszyńskiego i Stefana Żeromskiego. Pokazałem im 42 szare betonowe kostki ułożone przez artystkę w słowo „kocham”. Deklaracja miłości kosztowała 40 tys. złotych i jest częścią programu „Wrocław: wejście od podwórza”. Podobnie jak wielka koronka, namalowana przez artystkę NeSpoon w zapyziałej i pokrytej wcześniej wulgaryzmami bramie przy Glinianej 44. Koronka podświetla się za każdym razem, gdy ktoś wchodząc do bramy uruchamia fotokomórkę. Oba projekty mają, jak twierdzą ich twórczynie, zmieniać świat, a przynajmniej najbliższą okolicę, na lepsze. Znajomi byli pod wrażeniem, ale mimo to kazali się prowadzić dalej.

Na lotnisku obejrzeli dwa lightboxy Piotra Bączkowskiego „Ursa Major/Polaris” prezentowane w ramach cyklu Inwazja sztuki na wrocławskim lotnisku. Na pierwszym lampki świecące na kaskach górników z bytomskiej kopalni „Bobrek” układają się w gwiazdozbiór Wielkiego Wozu. Na drugim polski polarnik stoi nad brzegiem Morza Arktycznego w masce niedźwiedzia i oświetla miejsce na niebie, w którym pojawi się Gwiazda Polarna. Inwazja wyszła więc raczej niegroźnie, a sztuka okazała się z gatunku tych, które wymagają bardzo długiego tłumaczenia, co artysta miał na myśli i dlaczego oglądający powinien zachwycić się głębią filozoficznego i naukowego przesłania. Znajomi byli jednak niezrażeni, więc poszliśmy dalej.

Po obejrzeniu w Domku Miedziorytnika przy Rynku zdjęć Marylin Monroe, zrealizowanych w czasie kręcenia filmu Przystanek autobusowy, zażądali wytłumaczenia, co Marylin ma wspólnego z Europą, stolicą kultury, Wrocławiem, Eugeniuszem Getem Stankiewiczem i miedziorytem jako takim. A potem zapytali, kiedy wreszcie zaprowadzę ich w miejsce, w którym zanurzą się po uszy w atmosferze kulturalnego święta i posmakują klimatu artystycznej fiesty, którą obiecał im portal internetowy ESK 2016.

Próbowałem przekonywać, że są przecież teatry, pantomima, koncerty, kino, wystawy, ale znajomi upierali się, że to niczym nie różni się od oferty kulturalnej każdego większego europejskiego miasta. Też grają w nich teatry, są kina, odbywają się koncerty i wystawy, w liczbie nawet większej niż we Wrocławiu, tylko nikt nie nazywa tego Europejską Stolicą Kultury, ba, nie nazywa stolicą w ogóle. Wobec takiej złośliwości i braku dobrej woli udzieliłem znajomym jedynej możliwej w tej sytuacji odpowiedzi: żeby się odczepili. Jak się nie podoba, trzeba było zostać w domu i obejrzeć film, co go jeszcze nie widzieli.

Ale kiedy wyjechali, zacząłem rozpaczliwie szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego w ESK 2016 (dawniej zwanej Wrocławiem) dzieje się tak mało i tak nudno, że właściwie może lepiej, iż nikt o tym nie wie. Trwało długo, zanim znalazłem odpowiedź, ale w końcu się udało i to z najlepszego źródła. Dyrektor ESK 2016 Krzysztof Maj powiedział „Gazecie Wyborczej Wrocław”, że po hucznej inauguracji ESK, wyciszył jej aktywność. Jako powód podał brak pieniędzy, których nie dostał z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Dyrektor znany jest z wielu złotych myśli, które już w tym miejscu cytowałem, ale tym razem w jego wypowiedzi, jak w barszczu, znalazły się aż dwa grzyby. Po pierwsze wynika z niej, że można „wyciszyć” coś, co i tak nie wydaje żadnego dźwięku (o „hucznej” inauguracji było już w „Odrze”, więc znęcać się nie ma sensu). Po drugie, Krzysztof Maj jako pierwszy dostrzegł pozytywną stronę działań nowego ministra kultury, zwykle wygwizdywanego wszędzie, gdzie się pojawi. Okazał się pożyteczny, bo można było zwalić na niego własną winę za brak programu.

Kolejnym znajomym, którzy chcieli przyjechać do Wrocławia, by – cytuję – „zanurzyć się w wartko płynący nurt wydarzeń Europejskiej Stolicy Kultury 2016”, powiedziałem od razu, że do kina mogą pójść u siebie!

Ale Europejska Stolica Ciszy 2016 też brzmi zupełnie dobrze.

Mariusz Urbanek