• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Publicystyka

« powrót

Odra 3/2017- Tomasz Kozłowski

Dodano: 17.03.2017 13:03

Tomasz Kozłowski

 

KCIUK POGARDY,
UŚMIECH NIENAWIŚCI

Przemysł pogardy” to znacznie więcej niż szczucie na siebie stron sporu politycznego. To racja bytu współczesnego porządku komunikowania. Ale to także stan umysłu, który przez lata dojrzewa w stresującym środowisku nieustannego pośpiechu. Wyzbyć się pogardy można tylko poprzez współczucie. Ale przecież na współczucie… również potrzeba czasu.

 

Żal mi polityków. Naprawdę im współczuję.

Nietrudno wyobrazić sobie filmowe sceny kłótni – na przykład małżeńskich – podczas których małżonkowie starają się sobie udowodnić, jakimi to kanaliami, z upływem lat i dogasaniem namiętności coraz większymi okazali się dla siebie i jaką to kloakę, w miejsce normalnego życia, nawzajem sobie urządzili. W którymś momencie pada zazwyczaj kwestia: „Żal mi cię”. Wypowiada się takie słowa na ogół z nieskrywaną pogardą, z grymasem wstrętu (notabene udowodniono, że im więcej takich grymasów w codziennych interakcjach, tym drastyczniej wzrasta prawdopodobieństwo rozwodu). Ze współczuciem ma to wspólnego niewiele. Pisząc, że „naprawdę” żal mi polityków, mam na myśli prawdziwy żal, nie ten filmowy, nie ten podszyty wzgardą.

 

Świnie i empatia

Jakiś czas temu totalnie wycofałem się z życia politycznego. Brzmi to zabawnie, zwłaszcza, że nie jestem politykiem, a mój wpływ na sprawy publicznego kalibru jest mniej niż znikomy. A jednak nie głosuję (inaczej: wrzucam do urn nieważny głos), a pytany niekiedy o komentarz polityczny – uprzejmie go odmawiam. Jakoś tak… mało mi wygodnie, więcej, brzydzę się. Tematu, siebie w jego kontekście. Bartek „Fisz” Waglewski rapował: nie dotykam, nie tykam wrednej gęby polityki. Z kolei Rafał Ziemkiewicz z typowym dla siebie wdziękiem w jednym z felietonów przytomnie stwierdził, że jeśli wybory organizuje się w chlewie, nie można oczekiwać, że raptem zwycięży w nich orzeł. Coś w tym jest, w jednym i drugim. Ale trafia do mnie również cytat z Dana Browna: Najmroczniejsze czeluście piekieł zarezerwowane są dla tych, którzy zdecydowali się na neutralność w dobie kryzysu moralnego. Dlatego chwilę pomyślałem o moim stosunku do kryzysu moralnego, do „chlewu”, i doszukałem się: już wiem, że mi jego mieszkańców po ludzku żal.

Usiłuję wzbić się na wyżyny swojej empatii i pojąć złożoność czynników, w których nasi reprezentanci muszą funkcjonować. Myślę o ich dniu, który przez wiele godzin wysycony jest adrenaliną i kortyzolem, myślę o tym, że sami nieustannie spotykają się z wrogością, o tym, że odczuwają nienawiść. I o tym, że wszędzie widzą podziały i przeszkody, że przekrzykują się z mównic i w ławach sejmowych komisji, że tak mocno zafiksowani są na pragnieniu władzy, że nie mają czasu, by odetchnąć, by nabrać do czegokolwiek odpowiedniego dystansu. I przychodzi mi na myśl jakiś gigantyczny, nieludzki eksperyment na, w gruncie rzeczy, niewiele rozumiejącym ssaku. Po prostu.

Stwierdzenie Ziemkiewicza pozostaje jedynie gorzką diagnozą, pozbawioną prób uzasadnienia. Ze swej strony diagnozę tę pogłębiłbym jeszcze nieco. W wizji Ziemkiewicza to świnie odpowiedzialne są za to, że mieszkają w chlewie. A czy nie jest przypadkiem również tak, że oto mamy wybudowany chlew, który nadaje się do zamieszkania wyłącznie przez świnie? Być może to miejsce determinuje charakter obowiązujących w nim stosunków, a nie odwrotnie? Prawda tradycyjnie oscyluje gdzieś pośrodku, ale i tak świniom już zaczynam trochę współczuć.

Być może jest tak, że świńskość polskiej klasy politycznej jest jedynie epifenomenem, jak czerwień rozgrzanego metalu? Nie wpływa na temperaturę tworzywa, ale jest jej nieodłącznym elementem? Towarzyszy społecznemu klimatowi, ale nie jest już jego przyczyną? Co w takim razie nią jest? O tym za chwilę. (...)