• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Publicystyka

« powrót

ODRA 1/2017 -Adam Chmielewski

Dodano: 24.01.2017 12:29

Adam Chmielewski

POST-PRAWDA

I POPULIZM PRAWDZIWOŚCIOWY

Decyzja wydawców Słowników Oksfordzkich o uznaniu za Słowo Roku terminu „post-prawda”, ogłoszona 16 listopada 2016 roku, przyniosła dwa skutki. Efekt iluminacyjny polega na tym, że upowszechnienie tego słowa zadziałało jak publiczne olśnienie. Niektórzy bowiem przywitali termin „post-prawda” niczym odkrycie brakującego elementu w łańcuchu przyczyn wyjaśniających stan obecnej polityki. Dzięki temu słowu wydało się nam, że umiemy nazwać jej główny problem. Polega on mianowicie na tym, że politycy bezczelnie kłamią, wcale się tego nie wstydząc, a gdy zostanie im to publicznie wypomniane, zaprzeczają w żywe oczy, że wypowiedzieli zarzucone im kłamstwo, i nie ponoszą za nie odpowiedzialności.

 

KONIEC KŁAMSTWA

W post-prawdzie znaleźliśmy słowo, za pomocą którego możemy nazywać zjawisko, do którego samo kłamstwo przestało już pasować. Albowiem jeszcze niedawno ujawnienie i publiczne nazywanie kłamstwa skutecznie kłamcę kompromitowało, a przynajmniej na jakiś czas zawstydzało. Teraz jednak przestało zawstydzać i kompromitować. Termin „kłamstwo”, choć zachował zdolność opisywania pewnych zachowań ludzkich, w polityce utracił swoją dotychczasową siłę sprawczą. Tym samym kłamstwo, które jeszcze niedawno miało krótkie nogi, skończyło się. Zastąpiła je post-prawda.

Niespodziewana kariera neologizmu „post-prawda” przyniosła także efekt drugi, zbawczy. Ożywiła mianowicie żądania powrotu prawdy do polityki. Żądanie to wynika z przekonania, iż w polityce kłamstwo zniewala, prawda zaś wyzwala. W zalewie mniej lub bardziej poważnej publicystyki dotyczącej post-prawdy pojawiają się więc postulaty, aby politycy zaczęli żyć w prawdzie, a przynajmniej zaprzestali kłamstwa.

 

POST-PRAWDA W POLITYCE

Wśród komentarzy znalazły się krytyczne opinie, według których decyzja wydawców Słowników Oksfordzkich jest w istocie swoistą nobilitacją post-prawdy. Zamazuje bowiem fakt, że chodzi tu o jawne oszustwa polityczne w celu pozyskania głosów wyborczych. Zamiast ten proceder potępić, szacowna oksfordzka instytucja legitymizuje go jako coś, z czym musimy żyć. W niektórych komentatorach decyzja ta zrodziła także nadzieję, że ci, którzy z aprobatą odnoszą się do zjawiska post-prawdy, zrozumieją, że oznacza ono zgodę na nieuczciwość tych, którym ufnie powierzamy własne losy.

Autorem neologizmu „post-prawda” był dramaturg amerykański pochodzenia serbskiego, Steve (Stojan) Tesich (1942‒1996). Termin ten pojawia się w jego eseju Rząd kłamstw, opublikowanym w 1992 roku w amerykańskim piśmie „The Nation”[1]. W uzasadnieniu decyzji Słowników Oksfordzkich o wyróżnieniu słowa „post-prawda” autorzy stwierdzają, iż termin ten odnosi się do okoliczności, kiedy fakty obiektywne mają w kształtowaniu opinii publicznej mniejsze znaczenie aniżeli odwoływanie się do emocji i przekonań osobistych. Piszący na temat post-prawdy komentatorzy idą w ślady twórcy tego neologizmu. Podobnie jak on przed 25 laty wyliczają kłamstwa i nikczemności popełniane przez współczesnych polityków. Sięgają głównie do najnowszej polityki amerykańskiej, zwłaszcza do wypowiedzi prezydenta-elekta Donalda Trumpa, które oszałamiają tempem, z jakim wzajemnie sobie zaprzeczają. Bogatym źródłem ilustracji zjawiska post-prawdy jest także polityka brytyjska. Boris Johnson, jedna z wiodących postaci Brexitu, nie wahał się posługiwać kłamliwymi informacjami, które doprowadziły do zwycięstwa zwolenników wyjścia Brytanii z Unii Europejskiej. Podobne przykłady bez trudu można wskazać w polityce każdego chyba współczesnego państwa. Wymowa tych komentarzy poświadcza wspomniane wyżej efekty, iluminacyjny i zbawczy: zgodnie bowiem potwierdzają one powszechność post-prawdziwej kondycji współczesnej polityki i solidarnie domagają się przywrócenia respektu dla prawdy w polityce.

 

KTO STOI ZA WYKLUCZENIEM PRAWDY Z POLITYKI?

Wrzawa wokół post-prawdy stanowi dobry moment, aby zadać pytanie, jakie właściwie jest miejsce i rola prawdy w polityce. W tej sprawie możliwe są zasadniczo trzy stanowiska. Jedno z nich domaga się mocnej obecności prawdy w polityce, inne uznaje jej miejsce, lecz przypisuje jej status słaby, trzecie zaś uznaje rozdzielność prawdy i polityki. Dominuje też opinia, że wykluczenie prawdy z polityki dokonało się dopiero niedawno. Za winowajcę uważa się postmodernizm i inne współczesne doktryny filozoficzne, zwłaszcza relatywizm, które zakwestionowały uniwersalistyczne, fundacjonalistyczne i obiektywistyczne teorie wiedzy ludzkiej, niszcząc tym samym sens prawdy.

Składanie winy za post-prawdę na postmodernizm i relatywizm jest jednak pochopne. Zwolennicy tej tezy zdają się zapominać, iż odległym przodkiem współczesnej polityki, w jej wymiarze praktycznym i teoretycznym, jest Niccolo Machiavelli. To on bowiem zerwał z trzema założeniami wcześniejszych porządków intelektualnych: z moralizmem myślicieli klasycznej filozofii greckiej, z platońskim epistemologicznym uprawomocnieniem dla władzy politycznej oraz z podporządkowaniem jej religii, ustanowionym przez myślicieli średniowiecza. Jego koncepcja polityki opiera się na idei jej autonomii oraz na instrumentalnej postawie w ocenie realizacji celów. Celem polityki według Machiavellego nie jest naprawa moralna obywateli, ich oświecenie, zbawienie ani dobrobyt. Celem tym jest zdobycie, skuteczne sprawowanie i zachowanie władzy. Autor Księcia nakłania do posługiwania się wszelkimi środkami, w tym sprzecznymi z ugruntowaną moralnością, które mogą sprzyjać realizacji zamierzeń. Wywyższając instrumentalną skuteczność działania politycznego, zepchnął on na plan dalszy epistemologiczną kategorię prawdy, cnoty moralne, w tym prawdomówność, i całkowicie pominął teologiczne uzasadnienie władzy politycznej. Nie bez przyczyny Książę znalazł się na Indeksie ksiąg zakazanych Kościoła. W tym sensie Machiavelli był nie tylko oryginalnym myślicielem politycznym, jak pisał o nim Isaiah Berlin, ale jest także bardzo nam współczesny. Albowiem współczesna polityka w swojej praktyce, choć nie zawsze w teorii, również zerwała z teologią, moralnością i epistemologią jako źródłami legitymizacji działania politycznego.

 

MAKIAWELICZNY CYNIZM I „SZLACHTENE KŁAMSTWO”

Nikła rola prawdy w polityce współczesnej jest skutkiem nie tylko tego, iż zagnieździł się w niej makiaweliczny cynizm. Dzieje się tak głównie z tego powodu, że polityka nie jest działalnością poznawczą, lecz etyczną, a więc normatywną, i z tej racji należy ją oceniać z punktu widzenia kategorii innych aniżeli prawdziwość. Nawet Platon, który starał się oprzeć polityczność na niewzruszonym gruncie wiedzy prawdziwej, argumentował na rzecz stosowania w praktyce politycznej tego, co znane jest jako „szlachetne kłamstwo”. Nie można się więc dziwić, że tak niewielu filozofów polityki głosi silną obecność prawdy w polityce, skoro najgorętsi jej zwolennicy, uznający cnotę prawdomówności w sferze prywatnej, nie wahali się jej negować w sferze publicznej.

Na przykład John Rawls, autor przełomowej Teorii sprawiedliwości (1971) wyłącza wręcz prawdę z polityki. Po pierwsze dlatego, że prawda jest własnością systemów wiedzy, a nie polityki; w polityce najważniejsza jest sprawiedliwość. Po drugie, jego zdaniem prawda w polityce, a zwłaszcza cała prawda, ma charakter wykluczający. Nie dający się wyeliminować pluralizm współczesnych społeczeństw sprawia, że prawda jednych, gdy zdominują władzę państwową, ma tendencję do wykluczania tych, którzy chcą żyć wedle innej, swojej prawdy. Rawls podkreśla zwłaszcza polityczne niebezpieczeństwa wynikające z tzw. całościowych doktryn, czyli światopoglądów zawierających odpowiedzi na wszystkie istotne pytania ich wyznawców. I konkluduje, iż współczesne społeczeństwo liberalne i demokratyczne w żadnym razie nie powinno się kierować „całą prawdą”.

Jürgen Habermas przypisuje prawdzie rolę znacznie mocniejszą niż Rawls, jednakże rozumie ją w sposób nieortodoksyjny, a mianowicie konsensualnie. Jego etyka dyskursu, stanowiącego warunek właściwego, normatywnie definiowanego ustroju, kładzie nacisk na otwartość komunikacji, równość debatujących osób, szczerość oraz brak przymusu w formułowaniu opinii, ale nie na prawdę.

 

KŁAMSTWO W OBRONIE PRAWDY

Znacznie bardziej przychylny był wobec prawdy Leo Strauss, wywodzący się z Niemiec amerykański filozof polityki. Jego rozumienie miejsca prawdy w polityce staje się jednak uchwytne w sposób negatywny, czyli za pomocą krytyki „opinii”, jako odmiennej od „wiedzy”. Prawdę przypisywaną wiedzy pojmował Strauss w sposób klasyczny, ukształtowany na podstawie lektur pism starożytnych myślicieli greckich. Prawda według niego to zgodność wypowiedzi z rzeczywistością i właściwość samego bytu. Przypisywał prawdzie również bezwzględną, najwyższą wartość moralną, zrównując ją po platońsku z dobrem, i uważał, że rodzi się ona dzięki prawidłowemu oglądowi rzeczy. Straussa można więc uznać za absolutystę aletycznego („prawdziwościowego”). W eseju Persecution and the art of writing głosił on także, iż prawda wymaga obrony przed polityką i że obronić może ją filozoficzna polityka. Uważał zarazem, iż ta filozoficzna polityka winna być nieprzejrzysta i że w obronie prawdy może ona posługiwać się kłamstwem[2].

Te ilustracje historyczne wskazują, że status prawdy w polityce był problematyczny od zawsze, nawet w dziełach Platona, największego zwolennika prawdy w polityce. Mimo to obecność prawdy w polityce nie przestaje być ważnym tematem. Jest tak jednak dlatego, że zarówno jej odrzucenie, jak i akceptacja powodują w polityce poważne problemy. Ten paradoksalny wniosek każe więc zadać pytanie o miejsce prawdy nie w polityce, ale w  s a m e j  filozofii.(...)



[1] Steve Tesich, A Government of Lies, “The Nation”, January 6-13, 1992.

[2] Dorota Sepczyńska, Problematyczny status prawdy w polityce. Strauss-Rawls-Habermas (Uniwersitas, Kraków 2015).

 

Więcej w styczniowym numerze miesięcznika "Odra".