• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Publicystyka

« powrót

Odra 11/2016- wywiad z Jackiem Kuroniem

Dodano: 22.11.2016 11:10

(...) Gdybym nie siedział w więzieniu, a siedziałem dziewięć lat (przesuwa krzesło do przodu sceny i siada na nim), to byłbym zupełnie innym człowiekiem, na pewno znacznie gorszej jakości. Dlatego, że nim poszedłem siedzieć, nie było we mnie żadnych refleksji i żadnego dystansu do tego, co robiłem. Byłem tym, co robię. Dokładnie: byłem właśnie tym, co robię w tej chwili. I jakby poza tym, co robiłem, mnie już właściwie nie było.

Moja historia zaczęła się od tego śmiesznego wydarzenia w Teatrze Wielkim we Lwowie, kiedy czarownik wsadzał Jacka i Placka do worka, a ja się zerwałem i z rykiem ruszyłem na scenę, by ich ratować. Moi rodzice mieli mnie jako bardzo młodzi ludzie, niewątpliwie z wielkiej miłości. On był ślusarzem, pomocnikiem maszynisty na szybie „Paryż” w kopalni „Reden” w Dąbrowie Górniczej, który na skutek zbiegu okoliczności naprawił maszynę, więc dostał stypendium na wybraną politechnikę i pojechał na Politechnikę we Lwowie. Dwa tysiące złotych na dodatek jeszcze dostał, bo to francuska kopalnia była. On te dwa tysiące zresztą przepił, jego opowiadanie o tym, jak te pieniądze przepijali, to jedno z barwniejszych wspomnień mego dzieciństwa. I tam poznał moją mamę, z generalsko-profesorskiej rodziny, i ich małżeństwo to był straszny mezalians. On ją uwiódł tą metodą, że jej zrobił dziecko, czyli mnie. (śmiech) W związku z tym musieli wziąć ślub, takie to były czasy, więc pobrali się pierwszego listopada, a ja się urodziłem trzeciego marca. Oni się okrutnie kochali. W związku z czym mnie też bardzo kochali, ale tak za bardzo czasu dla mnie nie mieli. Moja mama takie ma fajne opowiadanie: W nocy nagle patrzymy, nie ma Jacusia, to ja płaczę, już nigdy nie będzie Jacusia, zaczynają szukać Jacusia. Ale w nocy dopiero zauważyli, że mnie nie ma. A tam obok były baraki dla bezdomnych i ja tam się z tymi dzieciakami bawiłem. W nocy wszyscy oni wylegali, palili ogień, pili, zawsze jakąś zrzutkę zrobili, kartofle się piekło, opowiadali różne historie z cyklu Czarna Mańka, niesamowite absolutnie. Mój ojciec też tam przychodził, witano go bardzo serdecznie, bo on rzucił studia, jak ja się urodziłem, mama studiowała, a on był redaktorem sportowym i kronikę kryminalną prowadził, więc oni go wszyscy znali i on ich znał. Mówili: Panie redaktorze, pan przyjdzie, pan się napije, no to ojciec się dorzucał, wypijali.

Stamtąd właśnie pochodzi zdanie, który mnie ocaliło przed najgorszym w stalinizmie. Idzie taki jeden Merynos, ojciec dwóch córek, jedna była moją koleżanką, druga była starsza, myśmy bardzo dramatyczne rzeczy sobie opowiadali, ale już o tym nie opowiem. Merynos miał jakąś taką historię, że była straszna bójka i jemu wbili majcher w brzuch. Leży więc na stole operacyjnym i – on tak mówił – przychodzi do niego dzielnicowy Pestka i pyta: Merynos, kto ci tego majchra wbił w brzuch? To on mówi: potknąłem się i nadziałem. No i ojciec mnie potem niesie do domu, szczęśliwy, że mnie znalazł, on mnie zawsze niósł do domu, noc taka gwieździsta, świetnie pamiętam. I mówię do ojca: tata, ale dlaczego on nie powiedział, kto mu wbił ten nóż w brzuch? A ojciec mówi: Bo to był jego kolega, a kolegi się nigdy nie kapuje. W ogóle policji się nigdy nie kapuje, nikogo, żadnego człowieka. I to ja mam jak religię w tyle głowy. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak bym mógł kogoś na policję doprowadzić, bez względu na okoliczności. A już w czasach stalinizmu, kiedy ode mnie wymagali, żebym doprowadzał, to było to ponad moje siły. Wprawdzie podzielałem pogląd, że walka klasowa się toczy i wroga trzeba zwalczać, ale religia moja, że nigdy w życiu nie zakapujesz kolegi ani nikogo, siedziała mi w tyle głowy i ocaliła mnie. W związku z tym ja bym nikogo nie wydał. A byłem, po prostu, aktywistyczny, do choroby umysłowej.

A potem przyszły nieprawdopodobnie długie więzienne godziny, kiedy człowiek był sam ze sobą. I nic właściwie nie było lepszego, aby to sensownie zagospodarować, jak dobra refleksja. Mam też takie przeświadczenie, że więzienie jest jak klasztor, a jak jest klasztor, to potrzebna jest reguła. Więc jak ktoś chce dobrze przejść więzienie, to potrzebuje ostrej, surowej reguły. W związku z tym w więzieniu ważnym elementem dla mnie była medytacja, próba zrozumienia siebie, próba zrozumienia innych. Dziś, przy całym swoim aktywocentryzmie, to ja oceniam, dystansuję się, potrafię popatrzeć z zewnątrz na siebie i na to, co się dzieje. Ale, przyznaję uczciwie, że zawsze mnie to kosztuje, bo myślę, że jestem bardzo emocjonalny i najchętniej bym zareagował. Przyjąłem wobec tego zasadę, że jak jest dobrze, to reaguję zaraz, a jak źle – to poczekaj, zastanów się.

Była ostatnio taka moja rozmowa z Rakowskim w telewizji. Dowiedziałem się, że tam będzie Jadzia Staniszkis, która znana jest z tego, że każdego morduje od razu, mnie samego parę razy w życiu zamordowała, i Jurek Jackl, który będzie bronił Rakowskiego. To ja myślę tak: Staniszkis będzie rżnęła Rakowskiego tępym nożem, Jackl go będzie bronił, więc ja będę centrował. Ale stał się jakiś cud i Jadzia zaczęła nagle całować Rakowskiego w pięty. W przenośni to mówię, oczywiście, ale to pewnie wiecie. Zgłupiałem i ta moja zasada, że nie mogę zaatakować, dopóki sprawy nie przemyślę, sprawiła, że audycja się skończyła, a ja dopiero wtedy runąłem na Rakowskiego. Mam wbite w głowę: nie zaatakuj za nic w świecie emocjonalnie. Bo ja potrafię atakować bardzo mocno, ale nauczyłem się, że mam się trzymać na wodzy. Natomiast, jak ja się mam komuś oświadczyć – proszę bardzo, natychmiast. Tu nie mam żadnych zahamowań.

Spala mnie to, co robię. Zawsze robię strasznie dużo, lubię robić. Tylko, że to jest złożone. (wstaje z krzesła) Jak mnie policjanci pytali: Po co pan to robi, panie Kuroń – bo oni się też nade mną litowali – to ja mówiłem: A, bo lubię. A oni na to: W więzieniu pan lubi siedzieć? Wie pan, nie. Ale to jest tak. Języki obce znać jest bardzo fajnie, ale się trzeba słówek uczyć i nikt mi nie powie, że to lubi. Po to, żeby robić coś, co człowiek lubi, musi robić też coś, czego nie lubi.

Ja niczego tak nie nienawidzę, jak siedzenia w Sejmie. To jest dla mnie po prostu zmora. Ale chcę być posłem, ponieważ dzięki temu mogę wiele sensownych rzeczy zrobić, skuteczniej działam i w tym celu siedzę w tym Sejmie. A zebrań w ogóle nie znoszę, po prostu dostaję odlotu. I mam jeszcze ten straszny defekt, że w Sejmie zasypiam. (siada na krześle) Mówił Pawlak, to był dla mnie dramat, i po czterech zdaniach zasnąłem. (śmiech) Z wysiłkiem się budzę, słucham, znowu pięć zdań, nic nie słyszę, no to zasypiam. Potem, na końcu, myślę sobie tak: On chyba nic nie powiedział, ale ja nic na ten temat nie mogę mówić, bo spałem cały czas, więc jak coś powiem, to to będzie niesprawiedliwe. Spotykam dziennikarzy, a oni mówią: No, już jest prawdziwym politykiem, mówił ponad godzinę i nic nie powiedział. Odetchnąłem z ulgą. (śmiech) Więc tu to ja zasypiam momentalnie. Był nawet taki film, jak śpię. Bo ja przy głosowaniu muszę spać, nie ma na mnie silnych.

Głosowanie wygląda, proszę państwa, tak. Głosujemy ustawę taką i taką, numer drugi taki i taki, punkt jeden a, b, w punkcie c poprawka, kto z pań posłanek, panów posłów jest za, proszę podnieść rękę i nacisnąć guzik. Teraz to samo się powtarza: kto jest przeciw, potem się powtarza: kto się wstrzymał, i znowu na punkt c, d, e to samo. I ja już usypiam, muszę, nie ma silnych, nie jestem w stanie tego słuchać. Aha, przed sobą mam trzy guziki, czerwony „przeciw”, zielony „za”, żółty „wstrzymał się”. Koło mnie siedzi Góralska, trąca łokciem i woła: zielony! (śmiech) Ja lewe oko otwieram, wciskam zielony, i śpię dalej. I tak jest. Jest taki duży segment filmu, jak ja tak właśnie głosuję: zielony!, czerwony!, w porządku. To jest właśnie odpowiedź na pytanie: lubię, nie lubię. Więc nie lubię. Ale generalnie to na tyle lubię, że na to mnie stać, żeby jeszcze trochę pospać, by te czy tym podobne rzeczy zrobić.

NN (z widowni): Ja chciałabym troszkę na inny temat. Chciałam się dowiedzieć, jak wygląda Fundacja SOS. Nic na ten temat nie słychać, nie ma żadnych informacji.

Jacek Kuroń: Dużo jest informacji, teraz idzie taki klip video w telewizji, ale nie dotarło, rozumiem.(...)

 

Więcej w listopadowym numerze miesięcznika "Odra".