• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Publicystyka

« powrót

Odra 9/ 2016 - Łukasz Musiał

Dodano: 08.09.2016 13:44

Łukasz Musiał

 

ZAUFANIE I UTOPIA

 

Czasem czuję, że chciałbym

cały świat wziąć w ramiona i

przycisnąć do radosnego serca. Rojenia!

Ale jestem rad z całego serca,

że jeszcze potrafię roić.

Nie chciałbym się tego oduczyć.

 

Robert Walser, Do brata

(Przełożyła Małgorzata Łukasiewicz)

*

Jest taki obraz:

ascetycznie urządzony pokój, na sinozielonkawych ścianach wiszą dwa niewyraźne pejzaże. Hotel? Dom? Co za różnica. Jedno okno, położone na wprost naszych oczu, prowadzi wzrok ku wzgórzom nieopodal, przez drugie – spostrzegamy jedynie odsuniętą zasłonę – wpada do środka mocne światło poranka. Promienie słońca miękko otulają rozebraną, stojącą obok łóżka kobietę. Kobieta ma zamknięte oczy. Bardzo zgrabna, bardzo atrakcyjna, lecz tę noc najwyraźniej spędziła sama. Nic o niej nie wiemy, widzimy tylko, jak stoi, wyprostowana, z papierosem w dłoni. Być może przygotowuje się do nowego dnia. Być może wczoraj sprawy poszły źle, lecz dzisiaj, w tym pięknym słońcu, znów wszystko się uda naprawić.

 

Nie mam pewności, czy z taką właśnie intencją Edward Hopper przed kilkudziesięciu laty malował obraz Woman in the sun. Wolę jednak zaufać intuicji, która mi mówi, że wstaje tutaj nowy dzień, lepszy od poprzedniego. Nawet jeśli to na razie tylko marzenie, tylko nadzieja – nie szkodzi. To z marzeń przecież, z nadziei i z nie-rzeczywistości tak często utkane są nasze poranki. Z utopii. Choćby wczoraj sprawy poszły źle, dzisiaj znów podnosimy się z łóżek i stajemy w słońcu, wierząc, że świat życzy nam dobrze i że warto mu z powrotem zaufać.

 

*

Być może się mylę, ale sądzę, że my, hommes de lettre, często obawiamy się obdarzyć świat takim właśnie zaufaniem. Jesteśmy bardzo dumni z naszych wielkich mistrzów podejrzeń, Marksa, Nietzschego, Freuda i tylu innych, których nazwiska wypełniają encyklopedie kultury wysokiej. Ich wzorem sami chętnie obnosimy się ze swoim krytycyzmem, podejrzliwością i niezadowoleniem z rzeczywistości, jak gdyby to wszystko dowodziło naszego intelektualnego szlachectwa i szczególnej dojrzałości umysłowej. Od około dwustu lat – od rewolucji francuskiej, kiedy to hommes de lettres zainteresowali się tak zwaną kwestią społeczną i zapragnęli mocniej wpływać na bieg rzeczywistości – schemat jest prawie zawsze dokładnie taki sam, do znudzenia: najpierw ogłasza się, że świat nie działa jak należy, po czym anonsuje przybycie mesjasza, który z pewnością naprawi wadliwie pracujący mechanizm. Mesjaszem może być lud, partia, przywódca, idea albo doktryna. Ile razy już tak było?

Na swój sposób ów schemat jest nawet zrozumiały: skoro w drugiej połowie XVIII wieku fundamenty religii chrześcijańskiej zaczynają się chwiać tak mocno, że nie są w stanie dłużej utrzymywać świata w posłuszeństwie; należy wymyślić nowe religie, nowych bogów i nowych, zapowiadających ich przyjście, mesjaszy. Że świat jest z zasady nieposłuszny, co do tego panuje milcząca zgoda wśród hommes de lettres; a także co do tego, że jest on w pierwszym rzędzie czymś, co odznacza się niedojrzałością, co należy najpierw odpowiednio wychować. Dopiero taki, wychowany, posłuszny i karny, ewentualnie może zasługiwać na miano świata, w którym warto żyć.

Przypomina to postawę nauczyciela wobec niegrzecznego ucznia. Jesteś zły i słaby, powtarza nauczyciel. Ale jeśli będziesz przestrzegał moich zasad wychowawczych, być może wyjdziesz na ludzi. Podstawą relacji między nauczycielem a uczniem jest w takim wypadku brak zaufania. Nie wierzę, daje do zrozumienia nauczyciel, że jesteś wart wystarczająco wiele, by pozwolić sobie na luksus niestosowania się do moich zaleceń. Dlatego będę cię ćwiczył tak długo, dopóki nie pojmiesz, że beze mnie nie dasz sobie rady.     

Na boku zostawmy, psychologicznie bardzo prawdopodobną, przyjemność płynącą dla nauczyciela z samej możliwości sprawowania władzy nad uczniem poprzez unaocznianie mu, jak rzekomo funkcjonuje Wielki Mechanizm Świata; od takiej przyjemności nie są wolni nawet ci, co się zarzekają, że pokusy władzy są im absolutnie obce. Patrząc historycznie, ciekawe jest co innego: z chwilą, kiedy w XVIII stuleciu religia chrześcijańska traci swoje wpływy w przestrzeni publicznej, przypisaną jej wcześniej bezdyskusyjnie rolę wychowawcy zaczynają przejmować świeccy przedstawiciele polityki, społeczeństwa, ekonomii, kultury wysokiej. Co więcej, za ich sprawą odżywa rewolucyjny duch odnowy, tak znamienny dla wczesnych etapów chrześcijaństwa, tak później dławiony, kiedy chrześcijaństwo staje się religią władzy a jej funkcjonariusze – ostatnimi, którym by zależało na rewolucyjnych zmianach istniejącego status quo. Pół żartem pół serio można by powiedzieć, że w XVIII wieku – symboliczną datą będzie tu rok 1789 – dokonała się spektakularna reaktywacja rewolucyjnych ideałów chrześcijaństwa. A poświadczona wielusetletnią tradycją chrześcijańska nieufność wobec świata w naturalny sposób znalazła dla siebie nowych żywicieli. Mówiąc w pewnym uproszczeniu, zmieniły się instytucje religijne, ale religia pozostała ta sama, co świetnie rozumiał Tocqueville, stwierdzając, że rewolucja francuska była w istocie nie rewolucją a restauracją.

Niebagatelną rolę odegrali w tym procesie, i nadal odgrywają, właśnie hommes de lettres, spośród których tak wielu otwarcie lub skrycie wierzyło, że mogą pełnić rolę mesjaszy nowych bogów. Są to najsłynniejsze nazwiska europejskiej filozofii, literatury, sztuki, tak w przeszłości jak i obecnie; szkoda czasu, by je wszystkie w tym miejscu wymieniać. Nie jestem pewien, czy można tu mówić o „oświeconych”, bo nie jestem wcale pewien, czy wydał ich na świat duch oświecenia. Wydaje mi się, że najwybitniejsi przedstawiciele epoki oświecenia odznaczali się raczej tym, iż doskonale uświadamiając sobie wady świata i człowieka, równocześnie dawali im obu pokaźny kredyt zaufania. Jeśli w słynnym eseju Co to jest Oświecenie? Kant nawołuje do tego, by mieć odwagę wyjść ze stanu umysłowej niepełnoletności, to ma na myśli posługiwanie się własnym rozumem (Sapere aude!) a nie wykorzystywanie ideologicznych podpórek, w których masowej fabrykacji już za jego czasów zaczęli się specjalizować hommes de lettres; jeśli w dramacie Natan mędrzec osiemnastowieczny pisarz niemiecki Gotthold Ephraim Lessing ustami głównego bohatera przywołuje przypowieść o pierścieniu, to nie dlatego, żeby ukazać wyższość jednej religii nad inną, lecz żeby pokazać, iż każda religia ma w sobie ziarno prawdy – i teraz od nas i naszych wyborów zależy, co z tymi ziarnami zrobimy. Krótko mówiąc, jestem przekonany, że idea oświecenia zakłada, iż nauczyciel owszem istnieje (bo trudno wyobrazić sobie świat całkowicie pozbawiony mistrzów), lecz jego rolą jest przede wszystkim budzenie w uczniu wiary we własne siły, własną wartość, własne zdolności. Inaczej mówiąc: budzenia w nim zaufania do siebie i do świata.

Obserwując rozmaite kierunki rozwoju kultury wysokiej w ostatnich dwustu latach, mam wrażenie, że dzieło zdecydowanej większości jej najbardziej znanych i najbardziej prominentnych przedstawicieli wyrosło nie z ducha tak rozumianego oświecenia, lecz z ducha quasi-religijnego mesjanizmu, często na dodatek zainfekowanego jawnym lub ukrytym romantyzmem. Wyróżnikiem obu jest właśnie brak zaufania do świata. Nieprzypadkowo zresztą polityczna myśl mesjańska i myśl romantyczna zaczynają dochodzić do głosu w tym samym mniej więcej okresie: i tu, i tam rzeczywistość zostaje uznana za coś, co z zasady przysparza człowiekowi przede wszystkim cierpienia; co jest miałkie, płaskie, nudne, pozbawione wyrazu; co – jeśli w ogóle chce się dalej żyć, a nie, jak Werter, z rozpaczy popełnić samobójstwo – musi zostać poddane radykalnym przeobrażeniom. Czytaj: wychowane ku doskonałości i posłuszeństwu. Toteż dominującym wyznacznikiem dyskursu kultury wysokiej staje się od tamtej pory zachowywanie wobec świata postawy, którą zwykło się określać jako krytyczną. A czasami również – choć jedno nie zawsze łączy się z drugim – zaangażowaną. Krytycyzm pozwala rzekomo dostrzec nieprawidłowości w funkcjonowaniu świata, z kolei zaangażowanie ewentualnie umożliwia podjęcie prób korekty. Obie te postawy łączyć ma w sobie na przykład postać intelektualisty zaangażowanego.