• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Publicystyka

« powrót

Odra 5/2015- Waldemar Piasecki

Dodano: 15.05.2015 12:48

Waldemar Piasecki

NIEZNANY RAPORT JANA KARSKIEGO

 

Jan Karski (prawdziwe nazwisko Jan Romuald Kozielewski), pseudonim Witold, legendarny emisariuszPolskiego Państwa Podziemnego, zasłynął dostarczeniem Rządowi Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie dwóch raportów o sytuacji w okupowanej Polsce. Pierwszego w lutym 1940 do Angers we Francji, gdzie znajdowała się wówczas siedziba polskich władz, drugiego w listopadzie 1942 do Londynu, dokąd władze RP przeniosły się po zajęciu Francji przez hitlerowskie Niemcy. Ale był jeszcze trzeci…

 

Raporty z lutego 1940 i z listopada 1942 roku zachowały się w formie maszynopisów w londyńskim Instytucie Władysława Sikorskiego i Instytucie Hoovera Uniwersytetu Stanfordzkiego, któremu Jan Karski przekazał swoje archiwalia. Informacja o trzecim, najwcześniejszym, znalazła się w raporcie z 1940 roku. W jego wstępnej części, w punkcie „Dane osobowe sprawozdawcy” można przeczytać, że „Witold”, z bratem – Marianem Kozielewskim (ukrytym pod kryptonimem „Konrad”) – napisał dla Rządu R.P. w Angers obszerny raport o sytuacji w kraju i przesłał go za pośrednictwem p. Dawidowicza, charge d’affaires jednego z ościennych państw. Raport ten Rząd otrzymał w pierwszych dniach stycznia 1940 r.

 

ZAGINIONY, ODNALEZIONY

Jan Karski wielokrotnie w czasie naszej długoletniej znajomości wspominał o tym dokumencie, wątpił jednak, że kiedykolwiek zostanie odnaleziony, skoro nie udało się to przez tyle lat. Istotnie, poszukiwania, zarówno za życia profesora, jak i przez kilkanaście lat po jego śmierci w 2000 roku, nie dawały rezultatu. Historia bywa jednak (może na szczęście) nieprzewidywalna. Niektóre jej „zaginione” dokumenty udaje się odnaleźć przy okazji poszukiwania innych. Tak było również w tym przypadku.

Szukałem w londyńskim Instytucie Sikorskiego listu, który na początku 1940 roku skierował do generała Władysława Sikorskiego, premiera Rządu RP na Uchodźstwie, członek tego gabinetu, generał Kazimierz Sosnkowski. Chciałem opublikować go w pisanej przeze mnie biografii Jan Karski. Jedno życie. List powinien znajdować się w zasobach archiwalnych Prezesa Rady Ministrów (PRM) z 1940 roku. Przy okazji postanowiłem sprawdzić, czy nie ma tam także raportu z grudnia 1939 roku.

W raporcie z lutego 1940 roku, złożonym przez Kozielewskiego w Anger osobiście, znajdowała się wskazówka, że dokument „grudniowy” zatytułowany jest Sytuacja ogólna w Kraju (lub bardzo podobnie) i nie jest podpisany nazwiskiem (co w warunkach konspiracji było oczywiste), ale specyficznie sygnowany: „Warszawa w końcu grudnia 1939 r.” - należało więc iść tym tropem.

Spis zawartości teki archiwalnej PRM nr 12 zawierał dokument mogący być raportem Karskiego. Odpowiadał on dokładnie opisowi zawartemu w raporcie lutowym. Nie bez emocji porównywałem oba dokumenty. Zgadzało się!

Miałem oto przed sobą pierwszy, powstaływ końcu grudnia 1939 roku, raport Jana Kozielewskiego. Pisał go przy walnym udziale swego starszego brata inspektora (pułkownika) Mariana Kozielewskiego, ówczesnego komendanta Policji Polskiej w Warszawie(zwanej – granatową), organizatora i szefa konspiracyjnej organizacji wewnątrzpolicyjnej o nazwie Firma Asekuracyjna POL. Przed wojną był jednym z najbardziej znanych wysokich oficerów Policji Państwowej, m.in. komendantem wojewódzkim w Nowogródku i Lwowie, a od 1934 roku komendantem policji miasta stołecznego Warszawy. Był także kandydatem na komendanta głównego Policji Państwowej.Po kapitulacji stolicy we wrześniu 1939 roku, w porozumieniu z władzami organizującego się podziemia, pozostał na swoim stanowisku. To Marian Kozielewski zaprzysiągł w podziemiu młodszego brata, gdy ten, po ucieczce z rąk sowieckich i niemieckich, dotarł w początkach grudnia 1939 roku do Warszawy.

Marian Kozielewski pozostawał w kontakcie z Marianem Borzęckim, byłym ministrem spraw wewnętrznych (po przewrocie majowym 1926 roku poza głównym nurtem polityki), który na polecenie premiera rządu na emigracji, generała Władysława Sikorskiego, organizował zręby podziemnego państwa polskiego. Przedstawił mu młodszego brata, rekomendując go jako przyszłego emisariusza. Kozielewski miał jechać z raportem dla rządu Sikorskiego w styczniu 1940 roku, jednak pojawiła się możliwość wcześniejszego przekazania dokumentu. Podjął się tego dyplomata jugosłowiański. Trzeba było bez zwłoki przystąpić do pisania raportu.

Jan Karski tak wspominał to w rozmowie z niżej podpisanym:

- Kiedy raport był już gotowy, Marian powiedział mi, jak go przekazać. Miałem pojechać, jak gdyby nigdy nic, na Pragę i tam udać się do katedry prawosławnej Świętej Marii Magdaleny, którą odwiedzali dyplomaci jugosłowiańscy. Następnie pogrążyć się w modlitwie i czekać na łączniczkę, która zajmie miejsce obok mnie i położy kopertę z maszynopisem zawiniętą w „Nowy Kurier Warszawski”. Kiedy dziewczyna wyjdzie z cerkwi, mam udać się w miejsce gdzie palone są świece wotywne, na lewo od ołtarza. W najbliższej ławce ma siedzieć mężczyzna w jesionce z kołnierzem z karakułów, a obok leżeć taka sama gazeta jak moja. Mam do niego podejść i poprosić o zapałki, aby zapalić świeczkę w czyjejś intencji. Biorąc zapałki, mam położyć na jego gazecie swoją z maszynopisem. Po zapaleniu świecy mam oddać zapałki i wyjść. Tyle. Nie pytałem brata, dlaczego sam nie mogę jechać z papierami. Odpowiedź znałem: za duże ryzyko w razie wpadki.

Wszystko odbyło się w zasadzie według planu, poza tylko tym, że kiedy podeszła do mnie łączniczka, wciąż jeszcze nikogo nie było w ławie koło świec. Modliliśmy się, czekając. Po dziesięciu minutach zjawił się odpowiadający opisowi człowiek i zajął miejsce. Kiedy poprosiłem o zapałki, powiedział po polsku ze wschodnim akcentem: „Przepraszam, ale ta zima”. Tej zimy faktycznie można było wiele na nią zwalić...

Raport trafił następnie do rąk mającego jechać wkrótce do Belgradu jugosłowiańskiego charge d’affaires w Warszawie, Dobroslava Adamovića. Kierował on ambasadą Jugosławii od czerwca 1939 roku, kiedy wyjechał z Polski ambasador Aleksander Vukcević, i uchodził za człowieka nie tylko Polsce życzliwego, ale doskonale rozumiejącego, że jego kraj też może paść ofiarą ekspansji Hitlera. W Belgradzie raport trafić miał do posła RP Kazimierza Dębickiego, doświadczonego dyplomaty, szefującego wcześniej polskim ambasadom w Budapeszcie i Brukseli oraz gabinetowi ministra spraw zagranicznych. Następnym etapem był Paryż, gdzie pracownik Dębickiego przekazał dokument pracownikowi szefa dyplomacji Augusta Zaleskiego. Ten z kolei premierowi.

Zrządzeniem losu Kazimierz Dębicki i Jan Karski spotkali się po wojnie w jezuickim Georgetown University w Waszyngtonie. Już jako pracownicy naukowi amerykańskiej uczelni wspominalidawne czasy. Dębicki ze zdziwieniem skonstatował, że jego obecny kolega uczelniany był autorem dokumentu, który on otrzymał w Belgradzie i natychmiast przesłał dalej do Paryża.Dwudziestopięciostronicowy raport został podzielony przez jego autorów na trzy części. Na pierwszych dziewięciu omawiali sytuację na ziemiach zajętych przez III Rzeszę. Strony 10-14 opisywały sytuację na ziemiach „przejętych” przez Sowiety. Najdłuższa, dziesięciostronicowa część dotyczyła sytuacji w „Generał-Gubernatorstwie”.

Oto treść raportu.

 

Więcej w majwym numerze miesięcznika "Odra".