• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Nad ksiązkami

« powrót

Odra 6/2013 – Mieczysław Orski

Dodano: 10.07.2013 13:49

POLAK W ITALII

Jan Władysław Woś: Sympozjum w Cassino i inne opowiadania. Wydawnictwo TEST, Lublin 2012, s. 290.

Jan Władysław Woś, historyk specjalizujący się w dziejach Europy Wschodniej, pisarz, profesor zagranicznych uczelni, aktualnie na emeryturze we Włoszech, od lat jest współpracownikiem polskich czasopism (m.in. w „Odrze” zamieszczamy jego recenzje z wystaw, felietony i korespondencje z Italii, a ostatnio wybór z pisanych od 1955 roku Dzienników), ale dopiero od niedawna dał się poznać także jako utalentowany autor opowiadań; ta nowa twórczość wiązała się z jego wolnym czasem emeryta. Ale także – z wieloma przeżyciami i doświadczeniami dającymi wyobrażenie o wirach historii, w jakie został on w swoim życiu wmieszany, czym postanowił podzielić się z innymi.

 

W opowiadaniach Woś nie ukrywa swojej obecności w zakreślonym w nich światoobrazie, nie tylko jawnie patronując formule i stylowi ich narracji, ale i czyniąc siebie nieraz jedną z postaci fabuł. Czasem jest to jedynie rola aktywnego słuchacza, inspirującego rozmówców pytaniami (jak w Pani Ignacowej, gdzie tytułowa bohaterka, praczka w domu babki bohatera, zwierza się z niezwykłych dziejów swej rodziny zainicjowanych w porewolucyjnej Rosji), często jednak to autor staje w centrum wydarzeń – choć nie w zwyczajnym trybie pamiętnikarskim, ale z intencją przedstawienia i wyjaśnienia niektórych bulwersujących go, a nie tylko ważnych w porządku osobistym spraw. Tytułowe Sympozjum w Cassino odmalowuje pewien epizod z niedawnej przeszłości autora, który – poproszony o wygłoszenie wykładu na temat bitwy pod Monte Cassino – opierając się na motywie przypadkowego spotkania podczas przerwy w sympozjum z pewnym włoskim nastolatkiem, wnika w meandry stosunku stron włoskiej i polskiej do tej bitwy, do historii wojennej i do polskiego patriotyzmu. W opowiadaniu Tajemnica wyjawiona po sześćdziesięciu latach – którego treść rozwija się na kanwie zapamiętanej z dzieciństwa przyjaźni z kolegą z ławy szkolnej, dziś doktorem weterynarii Aleksandrem Osmanem Achmatowiczem – Woś podczas rozmowy z dawnym przyjacielem wraca do wydarzeń, które przed sześćdziesięciu latach odbiły się na życiu jego i jego rodziny, ale które dają też pojęcie o wciąż traumatycznym, obciążającym zbiorowość ludzką spadku epoki zwanej kiedyś eufemistycznie „okresem błędów i wypaczeń”. Kiedy teraz myślę o tym, śmiech mnie bierze – pisze autor, ale niegdyś ten śmiech mógł się zakończyć tragicznie (jak choćby dla małego bohatera z podejmującego podobny temat, a przypomnianego niedawno w wyborze prozy Zyty Oryszyn opowiadania Historia choroby, historia żałoby). Otóż jako wyróżniający się uczeń IV klasy szkoły podstawowej nr 75 w Warszawie chciał on w okresie apogeum totalitarnej władzy w Polsce wyróżnić się talentem i pomysłowością – i kiedy przyszło mu na lekcji rysunków wykonać pracę na temat nadzwyczajnych dokonań i talentów generalissimusa, „z zapałem” narysował Stalina w pełnym rynsztunku wojskowym i z dziesiątkami orderów na piersi uprawiającego jazdę figurową na łyżwach. Skończyło się to inwigilacjami, przesłuchaniami i małego bohatera, i jego rodziny, dochodzeniami, kto krył się za takim ośmieszającym wielkiego przywódcę pomysłem – a w finale sprawy szczęśliwie tylko przeniesieniem chłopca do innej szkoły podstawowej w Ogrodzie Saskim. Tu z kolei niepokornemu uczniowi przypisano zbrodnię oblania atramentem pomnika wodza rewolucji w tymże Ogrodzie; na szczęście jednak wykryto właściwego sprawcę tego zamachu na statuę Stalina.

Wybór nowych opowiadań autora uzupełniają zamieszczone na końcu dwa teksty „poboczne”, mianowicie jego przemówienie wygłoszone 19 lipca 2002 w Londynie z okazji nadania mu tytułu doktora honoris causa przez Polski Uniwersytet na Obczyźnie oraz dołączony – zamiast posłowia – tekst zatytułowany Kilka słów o sobie. Oba napisane rzetelnie, szczerze, ale i żywo, zawierają wiele obserwacji i refleksji wykraczających poza poziom i ramy zwykłego zapisu biograficznego – takich, które mogłyby dostarczyć ciekawego materiału do kolejnych opowiadań, tym razem opisujących dalsze etapy życia i kariery uniwersyteckiej Wosia. Po odbyciu stażu naukowego na kilku uczelniach zagranicznych młody historyk został zachęcony do udziału w konkursie na kierownika katedry Historii Średniowiecznej Europy Wschodniej uniwersytetu w Pizie – i uzyskał tę nominację, co stało się sporym źródłem strapienia wielu przebywających w Italii rodaków autora, którzy nie ustawali w próbach zdyskredytowania swojego konkurenta do stanowisk uczelnianych we Włoszech i później, kiedy przeniósł się on na uniwersytet w Trydencie, (gdzie założył m.in. Stowarzyszenie Kulturalne Włochy-Polska). Od czasu pierwszej nominacji w Pizie z godną podziwu wytrwałością starali się oni szkodzić Wosiowi, torpedując m.in. wszelkie jego projekty zmierzające do zbliżenia kultur włoskiej i polskiej – niestety przy pomocy ówczesnych pracowników PRL-owskich ambasad i ośrodków kulturalnych. Co owocuje gorzką refleksją autora: Jak widać, od czasów naszego znakomitego dziejopisa Długosza nic się pod tym względem nie zmieniło: Polacy jak przed wiekami „z przyrodzenia skłonni są do zawiści i obmowy”. Woś pisze co prawda, że mógł liczyć na wielką pomoc życzliwych mu włoskich przyjaciół – ale też tylko do czasu. Wbrew temu, co można by sądzić, wybór Karola Wojtyły na papieża wcale nie pomógł mu na włoskiej ziemi: jego wykłady o Polsce (cenione przez studentów) raptem zaczęły być źle widziane. Wszelkie propozycje „polskie” były ucinane stwierdzeniem, że wystarczy aż nadto działalność papieża-Polaka (niezbyt zresztą cenionego w środowisku uniwersyteckim). W 1992 roku „nieznani sprawcy” ogołocili gabinet polskiego historyka z materiałów archiwalnych i dokumentów, a na drzwiach wymalowali swastykę. Na moje protesty odpowiadano, że skoro jestem niezadowolony, mogę wrócić do Polski… Uspokoiło się to z chwilą, kiedy Woś postanowił zrezygnować ze swej działalności społecznej, przeszedł na emeryturę i zajął się – z pożytkiem dla (na razie polskich) czytelników – pisaniem opowiadań.

Mieczysław Orski