• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Literatura

« powrót

Odra 6/2013 – Wywiad

Dodano: 10.07.2013 13:47

ODPOWIEDŹ PO DWUDZIESTU LATACH

 Z MARCINEM ŚWIETLICKIM ROZMAWIAJĄ MARIUSZ KORYCIŃSKI, PIOTR KOWALCZYK ORAZ PAWEŁ JASKULSKI

 

1991 rok. Marcin Świetlicki otrzymuje nagrodę „brulionu”. Na łamach nieistniejącego już dziś „Tygodnika Literackiego” Jarosław Marek Rymkiewicz publikuje odezwę do młodego poety. Stawia trudne pytania, dla siebie i dla Świetlickiego, które jednak pozostają bez odpowiedzi.

 

 Paweł Jaskulski: Jak się czytało tekst Rymkiewicza po dwudziestu latach?

Marcin Świetlicki: To było tak, że dwadzieścia lat temu byłem zarozumiałym trzydziestoletnim gówniarzem i parsknąłem, fuknąłem, jak przeczytałem ten tekst. Ale po jakimś czasie zrozumiałem, że właściwie takie teksty powinno się pisać o debiutantach. Ponieważ zbytnio głaszcząc debiutanta, można zrobić mu krzywdę, a zbyt negatywnie o nim pisząc, też można go ukrzywdzić, bo walnie taki samobója albo coś takiego. Z tego tekstu widać, że Rymkiewicz przeczytał te wiersze i intensywnie o nich myślał. Bo odnosił się wyraźnie do moich wierszy i wyciągał nie tylko wnioski dla mnie, ale i dla siebie. Właściwie ten tekst to takie jego głośne myślenie. Tak to odebrałem, a i mnie dał do myślenia, bo mogłem z tym tekstem jakoś tam polemizować, ale chyba nie polemizowałem. W jakimś tam wierszu coś takiego było, jakiś drobiażdżek, nie pamiętam, w jakim. Pierwotnie miał być odpowiedzią, ale później się zmienił w coś zupełnie innego, więc teraz jest mi trudno sobie przypomnieć, co to było. W każdym razie teraz, przeczytawszy tekst Rymkiewicza po tym długim czasie, uważam, że jest to perełka. On traktuje niekoniecznie nawet o mnie, bo w tym momencie widać, że on myślał o sobie, i to są jego rozważania, czym się ma poezja zajmować.

P.J.: Czyli teraz, po tych dwudziestu latach, ma pan okazję mu odpowiedzieć…

– Nie do końca się zgadzam ze wszystkimi tezami tego tekstu, np. jego wychwalanie Polkowskiego, które tu się pojawia, nadal dla mnie jest na wyrost. W dodatku pointą tego doskonałą jest to, że Polkowski nie podpisał poparcia dla Rymkiewicza, kiedy ten został pozwany przez Agorę. Podobno dano mu ten protest do podpisania, a on się wahał i nie podpisał. A ja podpisałem. To niezła pointa, że nie Polkowski, że Rymkiewicza broni profan Świetlicki… (śmiech)

P.J.: Z jednej strony Rymkiewicz przyczynił się wtedy do nagrodzenia pana, był w jury „brulionu”. Z drugiej strony ma wiele krytycznych uwag, zadaje wiele trudnych pytań…

– Prawdę mówiąc, z tego, co mi potem doniesiono, żaden z członków ówczesnego jury – może i plotka, ale można to umieścić, bo już dużo czasu minęło – nie był za mną. Byłem jakimś kompromisem. Ktoś był za kimś, ktoś znowu za kimś innym, a moje nazwisko u każdego się, powiedzmy, pojawiało jako drugie, trzecie miejsce.

Mariusz Koryciński: Kogo wtedy obstawiano?

– Wojciech Wilczyk był rozważany, o którym później słuch zaginął. Wydał po latach jedną książkę. Na pewno on, bo Szymborska, która też była w jury, była bardzo za nim. Tak słyszałem. Nie wiem, za kim był Rymkiewicz. Ja nie byłem faworytem nikogo.

Piotr Kowalczyk: A czy Rymkiewicza albo jakiegoś innego poetę miał pan w tamtym czasie za autorytet?

– Nie, nie, nie. Ja wtedy nie miałem żadnych autorytetów. To był taki moment, kiedy myślałem sobie: jestem sam, jeden, nikt dla mnie żadnym autorytetem nie jest. Jako nastolatek czytałem mnóstwo wierszy i z wierszami Rymkiewicza się zetknąłem, ale z takimi z lat 60. głównie. Miałem chyba ze dwie jego książki z tamtych lat. Wiedziałem, że to jest poważny poeta. Wiedziałem, że dokonał już wtedy wielu rzeczy. Miałem szacunek, ale żebym czuł jakiś podziw, to nie. Nie potrzebowałem autorytetów. Być może dopiero teraz potrzebuję.

M.K.: A kim jest teraz pana zdaniem Polkowski? Pytam o jego status jako poety. Rymkiewicz pisał w odezwie do pana: krakowscy poeci muszą uznać, że Polkowski jest okropnym i całkiem nie do przyjęcia poetą. Wyjaśniał, że Polkowski zagraża wam swoim talentem.

– Chodzi o to, że mógłbym wymienić ze dwóch poetów, którzy uważają Polkowskiego za swojego mistrza − i moich rówieśników, i młodszych nawet: to poeta Baran i poeta Sendecki. Obydwa Marciny uważają, że Polkowski jest bardzo wybitnym poetą, a ja po prostu nie mogę w to uwierzyć.

P.J.: A czy wdawał się pan z nim w jakąś polemikę?

– Jedyna polemika publiczna, jaką wyraziłem, to w tym wierszu nieszczęsnym...

M.K.: Odczytywanym jako manifest.

– Odczytywanym jako manifest.

P.J.: Nawet w liceum jest ten wiersz omawiany. Do Jana Polkowskiego.

– No, a dla mnie jest to najbardziej wstydliwy wiersz, bo artystycznie nie jest najlepszy. Myślę tak, jak myślałem w tym wierszu, ale dla mnie on nie jest najlepszy. I się go wstydzę.

P.K.: Zastanawia mnie, jeśli już mówimy o tym wierszu, jedna sprawa. Kiedy czytałem go po raz pierwszy, nie zgadzałem się z nim. Ale nie szokowało mnie wcale to, co zazwyczaj szokuje w nim ludzi, czyli określenie poezji ideowej jako „poezji niewolników”. Mnie zainteresowało coś innego: jakby całkowita niewiara w możliwości sztuki, w możliwość wpływania w jakikolwiek sposób na świat.

– Tu się z panem zgadzam, bo w tym wierszu wyraziłem rzeczy trochę na wyrost. To prawda. Ja wierzę w to, że sztuka może zmieniać świat, dlatego uważam go za wiersz, który powinien być usunięty zewsząd. Nawet się wahałem, czy nie zrobić takiego psikusa, żeby go nie umieszczać w wydaniu poezji zebranych. Wszystkie wiersze, oprócz tego jednego. Ja go nie lubię.

P.J.: W tekście Rymkiewicza skierowanym do pana pojawia się postać malarza Artura Nacht-Samborskiego. Jak pan to postrzega?

− Edukacyjnie na mnie to wpłynęło, bo ja wtedy nie znałem jego obrazów, a po tym tekście się z nimi zapoznałem i one mi się potwornie podobały. A jak ja to interpretuję? Rymkiewicz jest poetą i poeta ma prawo nagle odskoczyć w zupełnie inną stronę. W tekście publicystycznym byłoby to nie do zniesienia. Natomiast on nagle sobie skojarzył, że był na wystawie, widział obrazy…

M.K.: A czy nie wydaje się panu, że to ma związek z pytaniem Rymkiewicza, które często on stawiał, a mianowicie: „Czy jednostka kształtuje epokę, czy epoka jednostkę?”. Przywołanie Nachta, jak ja to odczytuję, jest pokazaniem następującej sytuacji. Nacht był wystawiany przez epokę, w której żył, na liczne próby. Nie przejmował się nimi jednak i robił swoje. Malował to, co chciał malować; epoka nie odcisnęła więc piętna na jego sztuce. To z kolei łączy się z pytaniem: „Z czego robi się poezję? Czy z faktów egzystencjalnych, czy z historycznych?”.

– No właśnie. Ja niestety ulegam epoce. Mam ten problem, ale nie jestem pewien, czy to mógłby być zarzut, że ulegam wpływom politycznym i społecznym, pisząc. Tak mam. W tekście on się wahał, czy budować wiersze z faktów egzystencjalnych, czy historycznych, i raczej wskazywał tę pleśń, tę dziurę, ale później w swojej twórczości mnóstwo wierszy opartych na faktach historycznych napisał przecież, czyli do końca nie jest zdecydowany. A ja ze swojej strony napisałem też trochę takich wierszy o tej dziurze, o tej pleśni, więc to się nawzajem nie wyklucza. Pisanie o tym, o tamtym i o owym. W tym jego tekście są takie wahania. Właśnie to mi się bardzo podobało. Bo Polkowski mówi: tak należy pisać i o tym trzeba myśleć, a Rymkiewicz się waha i zastanawia, czy pójść w lewo, czy w prawo, czy płynąć środkiem.


Tagi: odra, 62013, wywiad