• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Literatura

« powrót

Odra 4/2013 – Henryk Grynberg

Dodano: 05.04.2013 12:03

 Henryk Grynberg

PROTOKÓŁ ZE ZBRODNI

 

Wyjątki z bieżącego pamiętnika

 

Andrzejowi Sadowskiemu z Dobrego

 

(pod 1 kol.) Red.: Autor nawiązuje wyżej do czekającej na wydanie książki Andrzeja Sadowskiego Monografie i historie Dobrego i okolic.


McLean, 17 I 2012

Drogi Panie Andrzeju, cieszę się, że się Pan zajął przeszłością „Dobrego i okolic”. A oto co w odpowiedzi na Pana pytania mogę dodać, wyjaśnić i uzupełnić. Do wspomnianych przez Pana przesiedleńców z Wielkopolski należała Weronika (nazwiska nie pamiętam), która wyszła za Słonia z moich opowieści, a który po aryjsku się nazywał Stach Słomkowski i takim pozostał. Ostatni raz ich widziałem jesienią 1993 roku u nich w Warszawie. Może mieszka tam ktoś z ich dzieci lub wnuków, którzy nie wiedzą o prawdziwym pochodzeniu swojego ojca, teścia, dziadka. Byłbym wdzięczny za nagraną rozmowę z p. Zastawnym, którego relacja wydaje mi się prawdopodobna. Inni też mówili, że słyszeli strzały (raczej niż granaty) od strony ziemianki, gdzie ukrywała się rodzina mojego dziadka (który już wtedy nie żył). Myślę, że na wsi można było takie odgłosy usłyszeć nawet z odległości 800 metrów. Nazwisko Zych słyszałem u nas w domu od najwcześniejszych lat. Zbrzeźnego pamiętam z okresu, gdy po wyzwoleniu zamieszkaliśmy w Dobrem. W październiku 1958 byłem ze Śliwą w jego zakładzie fryzjerskim (patrz Pełnomocnictwo w tomie Ekipa Antygona) – który notabene mieścił się w tym samym frontowym lokalu co warsztat „żydowskiego kamasznika” – a w lutym 1992 byłem u niego w domu z ekipą filmującą Miejsce urodzenia. Nie wiem nic o rodzinie, która ukrywała się u Pańskiego dziadka, ale mój przyszywany wuj Aron wspominał, że często zachodził do Sadowskiego, do którego miał całkowite zaufanie, choć wuj był w AL-u, a Sadowski w AK. Owym „żydowskim kamasznikiem”, który ukrywał się u ludzi w okolicy (ze swoją żoną), musiał być Chil (Jechiel) Powązek. Mieszkaliśmy z nimi po wyzwoleniu jesienią i zimą 1944/1945 w Dobrem, a później jakiś czas w Łodzi, gdzie w grudniu 1945 roku moja matka wyszła za jego brata, a w 1973 roku w Ameryce – gdy oboje owdowieli – za niego samego.

O przedwojennym pogromie w Dobrem nie słyszałem, tylko o tym w Mińsku Mazowieckim w 1936 roku. Wywracanie straganów, o którym Pan słyszał, było w programie walki ekonomicznej, jaką w tym okresie inicjowała endecja. Na ogół łączyło się to z biciem, a nawet jeśli nie, było pogromem (podobnie jak rozbijanie wystaw sklepowych), i to bolesnym, bo stragan był jedynym środkiem utrzymania dla rodziny i dochód z dnia targowego musiał wystarczyć na cały tydzień. Wzmianka Pawła Śpiewaka o „powojennym” pogromie w Dobrem jest nieścisła, bo wojna wtedy jeszcze trwała, ale prawdziwa. W Dobrem były wtedy już tylko dwa żydowskie mieszkania – nasze i Frydów – i oba zaatakowano. Nam wybito okna, strzelając przez okiennice, a do Frydów (którzy zdążyli uciec na strych) wtargnięto, rabując i demolując. Ma Pan rację, że nie należy tego wymieniać jednym tchem razem z Kielcami, ale pogrom to był i miał swój efekt psychologiczny. Mojej matki nie było w domu (była na weselu), ja, chowając się pod łóżkiem, dobrze słyszałem na podwórzu pod naszym oknem, z którego wyleciały szyby, jak wielki Władek poprosił: „Panowie, dajcie zapalić”, a po chwili rozkazujący głos: „No, dosyć!”, i wystrzał. Wielkiego Władka pochowano na cmentarzu za kościołem tego samego dnia co pozostałych milicjantów, których zmasakrowane ciała przywieziono do Dobrego. Widziałem, jak niesiono trumny i jak oddawano salwy w powietrze na ich cześć. Ten pochówek musi gdzieś być w papierach parafialnych. Akcja odwetowa z Mińska Mazowieckiego przyszła z pewnością po zmasakrowaniu milicjantów, a nie przed nim. Widziałem w rynku trzy ciężarówki z rosyjskim wojskiem (z ustawionymi na szoferkach kulomiotami – jak pisałem w Zwycięstwie), które stamtąd odjechały na obławę. I jeszcze jedno: dla mnie i Żydów w Dobrem przyzwoitym człowiekiem był wielki Władek – notabene były AK-owiec – a nie ten, kto go zabił lub kazał zabić. Nie był komunistą, pamiętam, że z niesmakiem zdjął mnie ze stołu na przyjęciu dla sowieckich oficerów, gdy jak papuga wyrecytowałem wierszyk: Ja malenkij cwietoczek, ja junij pianier, ja Stalina synoczek, zaszczytnik SSSR. Nigdy nie słyszałem o „Wichurze”, ale w Polsce jest teraz bohaterem także „Ogień”, który kazał zabić dwadzieścioro ocalałych żydowskich dzieci.

 

McLean, 20 I 2012

Drogi Panie Andrzeju, w 1958 roku w gminie w Dobrem widziałem księgi wieczyste, gdzie byli chyba wszyscy właściciele nieruchomości w Dobrem. To byłby bezcenny materiał dla Pana. Proponuję, żeby je Pan odnalazł lub przynajmniej dowiedział się, co się z nimi stało. A potomkowie Żydów z Dobrego może by wreszcie jakoś upamiętnili to miejsce na dołach Gigra, gdzie zabijano i grzebano schwytanych Żydów – być może ich krewnych. Gdy przed laty zwróciłem się z tym do Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, odpowiedzieli, że mają za dużo takich miejsc.

PS. W relacjach zgłoszonych do Yad Vashem wymienia się zbiorową egzekucję około pięćdziesięciu Żydów w lutym 1943 roku. Babka p. Andrzeja Sadowskiego opowiadała z płaczem, że Niemcy spędzili każdego, kto się znajdował w pobliżu, i zmusili do patrzenia na rozstrzeliwanie dużej grupy, w tym kobiet i dzieci. Inni wspominają o pojedynczych egzekucjach na tychże Gigra dołach (tak się na nie mówi w Dobrem). Ciotka pana Andrzeja – Saturnina z domu Cudna, urodzona w 1933 roku – widziała kilka razy, jak „czarni” prowadzili dwie lub trzy osoby. Raz przez przypadek znalazła się kilkanaście metrów od egzekucji, bo dzieci chodziły tam się bawić w wyrobiskach piachu.

 

McLean, 25 I 2012

Całkowicie się zgadzam z historykiem Ianem Kershawem, że Holokaust wcale nie jest trudny do wytłumaczenia i że bezradni wobec tego zjawiska są jedynie ci, którzy świadomie wybierają taką postawę (cytuję za „Nigdy więcej”, jesień/zima 2011). Jeszcze tylko dodam, że w miarę badań wytłumaczenie Holokaustu jako największego w dziejach morderstwa na tle rabunkowym jest coraz łatwiejsze, a „bezradność” wybierają ci, którzy mają powody bać się tej trywialnej prawdy.

 

McLean, 28 I 2012

Drogi Panie Andrzeju, archiwalne informacje o nieruchomościach w Dobrem, które Pan zeskanował, są z pewnością prawdziwe. Nie mogę powiedzieć, czy kompletne, ale wydaje mi się, że tak. A fotografie Dobrego z lotu satelity – z lotu ptaka nigdy by się nie doczekało – są dla mnie niesamowite. Zdumiewa mnie, jak estetycznie wygląda i jak się rozrosła ta biedna żydowska mieścina (przed wojną zdegradowana do „osady”, żeby nie dać Żydom korzyści administracyjnych).

 

McLean, 31 I 2012

Drogi Panie Andrzeju, „nasza” kamienica to oczywiście ta na południowej pierzei, gdzie zaznaczył Pan sklep Zbrzeźnych. Nie ma jej w opisie nieruchomości „opuszczonych czy porzuconych”, bo została zaraz po wojnie sprzedana. Jest za to dom Szczepańskich (nie Szczępańskich, jak napisano), którzy byli bliskimi krewnymi mojej matki, i jako jedyna spadkobierczyni też go po jakimś czasie sprzedała. Wydaje mi się, że taki sam opis nieruchomości pokazano mi w 1958 roku (przez pomyłkę nazwałem go „księgami wieczystymi”). Pełnomocnictwo z Ekipy Antygony, które napisałem po tamtej wizycie w Dobrem, jest opowiadaniem autentycznym, choć nie bez paru chwytów literackich dla zagęszczenia atmosfery.