• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Literatura

« powrót

Odra 7-8/ 2016 - Mieczysław Orski

Dodano: 23.08.2016 12:29

Mieczysław Orski

PRZEKRACZAĆ GRANICE

Uwagi o życiu i twórczości Michała Jagiełły 

W POŻEGNANICH zmarłego w lutym br. w wieku 75 lat MICHAŁA JAGIEŁŁY – pisarza, taternika, byłego wiceministra kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i rządach kilku następnych premierów, a później dyrektora Biblioteki Narodowej – autorzy tekstów eksponowali głównie „tatrzańskie” wątki jego życiorysu. Od wczesnej młodości wypowiadał się on w wywiadach o dwóch miłościach swego życia: były to góry i literatura. Jeszcze podczas wycieczek w Tatry pod koniec lat pięćdziesiątych związał się zawodowo z grupą ratowników tatrzańskich – a z niektórymi z nich przyjaźnił się do końca życia. W latach siedemdziesiątych przez kilka lat szefował Tatrzańskiemu Ochotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu. Te pasje i inspiracje, podtrzymywane częstymi pobytami w Zakopanem, znajdowały estetyczny wyraz w jego poezji i prozie. Mało się niestety pamięta z tego „górskiego” dorobku, który zanika w coraz bardziej dziś także pogrążonej w niepamięci „czarnej dziurze” literatury PRL-u – z wieloma podobnie zapominanymi utworami naszych pisarzy drugiej połowy XX wieku…

ZANIM JEDNAK JAGIEŁŁĘ zaczęła pasjonować w literaturze tematyka gór, jego utwory, w tym głównie pisane w latach siedemdziesiątych powieści, poddawały krytycznemu opisowi stan peerelowskiej rzeczywistości politycznej i społecznej. Były to fabularne rekonesanse oparte na osobistych doświadczeniach pisarza. Wielokrotnie, często ulegając propozycjom swoich znajomych na eksponowanych stanowiskach, podejmował się on różnych politycznych i społecznych funkcji (ważniejsze wymieniłem na początku). Znalazł się m.in. w gronie wydawców Państwowego Instytutu Wydawniczego; a jako wiceminister kultury w latach dziewięćdziesiątych był też pełnomocnikiem polskiego rządu do spraw mniejszości narodowych (o których wiele pisał kiedyś także na łamach „Odry”). Część swej inwencji publicystycznej i twórczej wykorzystywał na popularyzowanie dziejów mniejszości narodowych w Polsce i teraźniejszości naszych „małych ojczyzn”. Zaowocowało to dwoma tomami jego ważnego kompendium: Partnerstwo dla przyszłości. Szkice o polityce wschodniej i mniejszościach narodowych. Zbierał pochwały i zapewnił sobie uwagę tysięcy czytelników przede wszystkim za swój tatrzański „przebój” XXI wieku, mianowicie księgę poświęconą historii dawnych i współczesnych akcji ratowniczych; to Wołanie w górach doczekało się już ośmiu wydań (wydawca liczył już też na przyszłe, wzbogacone, dziewiąte).

ZAWSZE JEGO TWÓRCZOŚĆ wyróżniały walory sprawdzalnego przez czytelników autentyzmu. Problematyka pierwszych jego powieści – które znajdowały szeroki oddźwięk w ówczesnej prasie kulturalnej – wynikała, jak nadmieniłem, w największej mierze z obserwacji i doświadczeń osobistych, z refleksji towarzyszących okolicznościom piastowania przezeń różnych urzędów. Swoją diagnozę stanu społeczeństwa połowy lat siedemdziesiątych i analizę mechanizmów rządzących w kraju poddanym presji totalitarnego Wschodu odzwierciedlił w Hotelu klasy Lux (1978), a także w Studni, wydanej w 1985 roku jednej z najbardziej wnikliwych i przejmujących diagnoz psychologicznych konsekwencji systemu panującego w Polsce, zestawianej ze słynną Cudowną meliną Kazimierza Orłosia. Tuż przed stanem wojennym, w roku 1980, Jagiełło zatrudnił się z nadzieją na podjęcie upragnionych reform na stanowisku zastępcy kierownika Wydziału Kultury KC PZPR – które porzucił po roku, natychmiast po ogłoszeniu stanu wojennego odchodząc także z partii. Zrezygnował wtedy z oferowanych sobie szans publikacji i form działalności, odmawiał nawet pismom opozycyjnym; wreszcie zakotwiczył na długi czas w redakcji jezuickiego „Przeglądu Powszechnego”.

W WYDANYM W 1979 ROKU tomie opowiadań Świetlista obręcz tę swoją osobistą historię kontaktów i konszachtów z instytucjami politycznymi i społecznymi wpisał w fabularną treść. Młody bohater kilku opowiadań zastanawia się tu nad przyczynami i przebiegiem swego awansu społecznego – i z czasem odczuwa boleśnie skutki swej nadmiernej łatwowierności, ulegania wpływom narzuconej mu ideologicznej „obręczy”, raczej nie „świetlistej”. Postanawia jednak zachować wierność regułom swego „ukutego” w młodości duchowego „pancerza”; przyrzeka sobie: …nigdy nie zdejmę tego pancerza… Młody, ambitny terminator rzemiosła politycznego, wkraczając na przedproża świata władzy, obserwuje dokoła bankructwo reguł przyzwoitości i wszelkich prawd; odczuwa na sobie upadek mitów naprzód dzieciństwa, a potem młodego wieku. Widzi, że większość prominentów pragnących utrzymać swe stanowiska w PRL-owskiej wspólnocie posługuje się w życiu kamuflażem, iluzją. Uwielbiany przez młodzieńca mistrz, wyznawca hinduizmu, w jednym z opowiadań okazuje się po bliższym poznaniu nieszczęśliwym, odrzuconym przez innych samotnikiem, który wobec otoczenia pozuje, nadaje swojej żałosnej sytuacji znamiona sacrum. Z kolei gorliwy dyrektor internatu, prześladujący za czasów Bieruta posiadaczy świętych obrazków czy krucyfiksów, staje się po odwilży ʼ56 roku najgorętszym orędownikiem wprowadzania religii do szkół. Wczoraj tak, dzisiaj siak, wszyscy kłamią, wszyscy grają komedię, a ja, dureń, chcę widzieć w tym jakiś sens… – konkluduje narrator tytułowego opowiadania. Komedia w wielu epizodach nabiera jednak rysów tragifarsy, a czasem graniczy wręcz z tragedią, jak w przypadku przyjaciela narratora, Jaśka Bąka, którego nie ratuje w życiu jego „świetlista obręcz” i który ginie śmiercią samobójczą, dostarczając bohaterowi powodów do nowych rozterek.  

JEŚLI IDZIE O „TATRZAŃSKI” ETAP twórczości Jagiełły, sądzę, że z obecnego dystansu i wiedzy dziejowej należy w nieco inny, historycznie (i politycznie) pogłębiony sposób, przyjrzeć się problematyce i treści jego pisanych po przełomie ’89 w Polsce tomów. Niby to rozgrywanych na szczytach i przełęczach gór, więc oddalonych od ówczesnego zamieszania i gorączki życia w „dolinach” – a jednak pozornie. Tak jak autor, który na jakiś czas oddalił się od nurtu życia zbiorowego, szukając azylu w Tatrach, tak bohater jego opowiadań z Trójkątnej turni (1996) stara się znaleźć dla siebie nową przestrzeń, w której mógłby się realizować, a także rozliczyć z widmami przeszłości. W tytułowym opowiadaniu tego tomu, rozpoczynającym się niemal jak rzecz z gatunku fantasy, wędrowiec górski budzi się na tarasie skalnym pod jednym z wysokich szczytów i nie ma pojęcia, jak i dlaczego tu się znalazł; mało tego, nie umie mimo gorączkowych starań wyłuskać z pamięci czegokolwiek sensownego na temat własnej tożsamości. Migawki przypadkowych, urywanych reminiscencji uruchamiają sekwencje kolejnych retrospekcji, głównie wybranych z wędrówek górskich, ale nadal świadomość uchyla pytanie o najważniejsze dla jego sytuacji wyjaśnienia. Mało tego, zagubiony wspinacz kontynuuje swoją ryzykowną, a od pewnego miejsca straceńczą wyprawę. Kiedy podczas dalszego samotnego pokonywania najtrudniejszych żlebów i zboczy w pewnym miejscu przypadkowo podsłuchuje zza skał rozmowę ratowników GOPR – poszukujących, jak się domyśla, właśnie jego i rozmawiających o nim – sam nie tylko nie ujawnia się, lecz podejmuje dalszą paniczną ucieczkę. Ucieczkę w gruncie rzeczy od świata wyłaniającego się z podsłuchanej rozmowy GOPR-owców, od prawdy o sobie, swojej tożsamości czy dotychczasowego swojego „przydziału” egzystencjalnego. We wszystkich trzech zamieszczonych w tomie opowiadaniach mamy do czynienia z jedną sylwetką bohatera: mężczyzny w sile wieku, obznajmionego z trudami wypraw wysokogórskich, który postanawia całkowicie zerwać z cywilizowanymi „zaszłościami” i swoimi w nich rolami – i który chce wypróbować swą tężyznę, poddać się narzuconemu sobie surowemu, męskiemu egzaminowi życia – właśnie w górach. Wędrowiec z tego cyklu narracji Trójkątnej turni posuwa się w swoim wyzwaniu najdalej jak można w jego sytuacji: stawia przed sobą granice, których przekroczenie równa się katastrofie. Wypróbowuje na sobie na przykład, ile dni głodówki można przeżyć w skrajnie trudnych warunkach wysokogórskich, albo np. jak głęboko można spuścić się na jednej linie z jedną latarką do najbardziej przepastnej jaskini w Tatrach. W czasie pojawienia się tego tomu opowiadań w księgarniach Michał Jagiełło udzielił niejako komplementarnego osobistego wywiadu, który ukazał się na łamach miesięcznika „Znak” (w n-rze 7/1996) i w którym zwierzał się: W górach, w sytuacjach skrajnych – a miewałem z takimi do czynienia jako ratownik górski i alpinista – wartości są tak wyostrzone, że wyraźnie widać GRANICE, których przekroczenie równa się katastrofie biologicznej czy moralnej. Wbrew pozorom, naruszanie i próby przekraczania tych GRANIC w górach, aczkolwiek bardziej ryzykowne dla życia ludzkiego, okazywało się bezpieczniejsze i trwalsze moralnie niż praktyka działań na ówczesnych NIZINACH, gdzie wartości nie były wyostrzone, wręcz przeciwnie.

 Mieczysław Orski