Sztuka
Odra 3/2017- Mirosław Ratajczak
Dodano: 20.03.2017 11:29Mirosław Ratajczak
CZUCIE PRZEZ SZKIEŁKO
Wszystkiego jest zawsze tyle samo, co niczego. Unaoczniamy to sobie oglądając klepsydrę, w której piasek właśnie się przesypał z jednej komory do drugiej. Piasek, ale nie czas. On nie stoi w miejscu, przynajmniej nie w świadomości człowieka, ponieważ świadomość człowieka konstytuuje liniowość jego życia: od punktu A do B. Od narodzin do śmierci. Całe jego doświadczenie nacechowane jest obecnością czasu. Co nie znaczy, że ten wpływ jest zawsze taki sam – tego samego rodzaju, tego samego natężenia, o tej samej „dotkliwości” dla ciała i umysłu. Wydaje się, że zależy to od miejsca, w jakim się aktualnie znajdujemy, od naszej odległości od punktów A i B…
Leszek Kołakowski w swojej Kompletnej i krótkiej metafizyce (tytuł ten kończy się słowami: Innej nie będzie. Innej nie będzie.) wymienia cztery wsporniki naszej myśli, narzędzia, za pomocą których uwalniamy się od przerażającej rzeczywistości czasu. Są to Rozum, Bóg, Miłość i Śmierć. I wszystkie zdają się temu służyć, by czas prawdziwie oswoić.
Przypomniało mi się to, gdym oglądał wystawę Piotra Zbierskiego we wrocławskiej galerii FOTO-GEN Oglądałem i słuchałem autora, oprowadzającego po ekspozycji. Mówił niezwykle interesujące rzeczy, zdradzając bardzo wysoki stopień samoświadomości artystycznej, co uderzało tym bardziej, iż jest człowiekiem młodym. Nie było w tym jednak niczego z młodzieńczej chęci epatowania czy imponowania rozległą wiedzą i obyciem ze światem, którego szmat zdołał już zobaczyć, dotknąć, zanotować w swoich pracach. Kim jest Piotr Zbierski (ur. 1987)?
Zalicza się go do najbardziej utalentowanych i oryginalnych fotografów polskich młodego pokolenia. Ma to swoje konkretne pokrycie, bowiem w jego biografii artystycznej znajdujemy, iż jego studencki (PWSFTvT) jeszcze cykl Pass by me w 2012 roku otrzymał prestiżową nagrodę Leica Oscar Barnack Newcomer Award, był nominowany do Deutsche Börse Photography Prize i został zauważony w wielu innych konkursach m.in. Les Nuits Photographigues, Terry O’Neill Awards, a jego prace znajdziemy w kolekcjach Kiyosato Museum of Photographic Arts w Japonii oraz w Musée de l'Élysée w Szwajcarii. Za czym oczywiście poszły również publikacje w międzynarodowej prasie branżowej.
W 2016 roku wydał swoją pierwszą książkę pt. Push the sky away (Odepchnąć niebo) – tryptyk nad którym pracował w latach 2008-2016, złożony z najnowszego cyklu Stones were lost from the base oraz dwóch wcześniejszych – Dream of white elephants i Love has to be reinvented. Materiał odpowiednio wyselekcjonowany z całości znalazł się na wystawie w galerii FOTO-GEN. (Wystawa miała premierę w grudniu ub. roku w Leica 6×7 Gallery Warszawa, choć nie była całkowicie tożsama z jej wrocławską edycją, po części z powodu dopasowania do specyfiki lokalu, po części dlatego, że artysta nie przywiązuje się do jakiegoś jednego, kanonicznego spojrzenia na swoje dzieło, cykle, nawet na poszczególne fotografie, które przecież mają swoje liczne warianty, możliwe np. do pokazania na stykówkach – czego jednak Zbierski na razie (?) nie praktykuje.) Aktualnie jest on doktorantem w macierzystej uczelni, pisze pracę pt. Postrzeganie czasu przez ludy pierwotne.
Fotografie z książki Push the sky away są bardzo zróżnicowane, nie tylko pod względem technicznym, formatowym czy stylistycznym. Twórca podkreśla, że nie ma to dla niego znaczenia, że nie zajmuje żadnej określonej postawy estetycznej, nie szlifuje żadnego rozpoznawalnego z tego punktu widzenia elementu swojej twórczości. A jeśli pewne stałe cechy jednak te zdjęcia charakteryzują, to nie dlatego, żeby zadowolić czyjeś spojrzenie, lecz dlatego, że są niejako funkcjonalne wobec zadań, jakie sobie stawia fotograf. Prace Piotra Zbierskiego nie opowiadają o świecie, a bardziej o jego strukturze. Jak antropolog autor odnosi się do korzeni, do tego co było przed obrazem – napisała kuratorka wystawy. A sam artysta mówił w jednym z wywiadów: To co mnie najbardziej interesuje to dialog pomiędzy czasem mentalnym i wspólnym, relacje z przeszłością. Żyjemy w specyficznych czasach, gdzie kontakt z przyczynami występowania struktur językowych, logicznych, kulturowych, religijnych jest wielokrotnie zerwany, bądź wyparty przez współczesne hybrydy. Interesuje mnie nachodzenie się i erozja tych przestrzeni, dążenie do wyodrębnienia struktury, która pyta o to skąd przyszła; istnieje teraz, lecz jest wynikiem przeprawy przez wieki. Oddycha teraz, ale cała pokryta jest kurzem przodków. Wybieram miejsca ważne dla poprzednich cywilizacji, takie jak średniowieczne obserwatorium astronomiczne na Litwie czy tajemnicze twory, które powstały za sprawą tylko i wyłącznie sił natury.
Moje fotografie są oparte na rzeczywistości, ale rzeczywistością nie są – mówił przy innej okazji, przywołując określenia takie jak „imaginacja”, „wspomnienie”, „nieprzytomny sen mężczyzny na piaszczystym brzegu”. I jest to bliskie prawdy, tzn. mojego odczuwania tych zdjęć. Ale pojawia się tutaj pewien problem, mianowicie tego, czy, ewentualnie na jakich prawach, ja-widz, mogę uczestniczyć w dialogu z twórczością Piotra Zbierskiego.
Wspominałem o jego wypowiedziach podczas oprowadzania po wystawie. Miałem chwilami poczucie, że mówi antropolog kultury, na pewno znawca fotografii, może chwilami filozof sztuki. Ale również, że nadrzędną wśród tych „ról” jest postawa poetycka. W różnych wypowiedziach potem znalazłem potwierdzenie tego domysłu. Na przykład: Świat to największe dostępne nam zmysłowo spiętrzenie metafor, sekret w sekrecie, metafora w metaforze, lub: Doszedłem do punktu, w którym jedyną formą sztuki, jaka istnieje, jest życie – film, fotografia, malarstwo są tylko platformami komunikacji do najwyższej sztuki (życia).
Oczywiście jest więcej śladów w działalności Zbierskiego idących w tym kierunku. I oczywiście nie przeszkadza mi to sytuowanie się artysty po stronie życio-tworzenia (artysta egzystencjonalny), ale to wszystko każe mi się zastanowić nad interpretowaniem tego, co widzę. I nie tylko widzę. Bo musiałbym poświęcić mnóstwo czasu na odtworzenie co, gdzie i dlaczego fotografował Zbierski, i posiedzieć na lekturami, które mogłyby mi być w tym pomocne, a może to wcale nie być właściwa droga. Alternatywą mogłoby być solidne obejrzenie danego zestawu zdjęć i zdanie się na własną wrażliwość, wyobraźnię, wiedzę, jaką w tym momencie posiadam, i stworzenie „autorskiej” interpretacji tej sztuki. Moją własną narrację.
Jedno drugiego niby nie wyklucza, niemniej istnieje coś takiego, jak ekonomia wysiłku. Także umysłowego. Ja jestem bliżej punktu B niż Piotr Zbierski. Niczego mu nie ujmując, mam więcej wątków podobnie rozgrzebanych i nie zakończonych. Mogę, z szacunkiem dla autora, odstąpić od zadania. Ale mam też wrażenie, że młodsi, poza bardzo wąską grupą obserwatorów i „producentów” sztuki fotograficznej, wyniosą z prac Piotra Zbierskiego jedynie fascynację aparatami, które, jak Holga, rejestrują rzeczywistość w sposób nieprzewidywalny, a więc zawsze oryginalny, tak jak to było z lomo…
A byłoby szkoda…
Mirosław Ratajczak