Aktualności
Cykl „Do przytulenia" autorstwa Marii Downarowicz
Dodano: 29.02.2016 11:341 - 20.04.2016
Galeria PHOTO ZONA
Ośrodek Kultury i Sztuki, Rynek-Ratusz 24, Wrocław
Wernisaż: 1 kwietnia 2016, godz. 17.00
Maria Magdalena Downarowicz – utalentowana dziewczyna z Borka (Wrocław). Po ukończeniu w liceum klasy o profilu kulturoznawczym we Wrocławiu wyjechała do Anglii, gdzie ukończyła studia na kierunku Fotografia Mody na University of the Arts London. Jej prace były wystawione w 2010 w Richard Young Gallery w Londynie a także publikowane na łamach takich magazynów jak Dazed And Confused, ID Magazine, Guardian, Cooltura. W tym czasie pracowała przy różnych projektach video i sesjach fotograficznych (np. London Fashion Weeek), a także jako Asystentka fotografa Marca Lebona. Po powrocie do Polski podjęła studia w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, kierunek Fotografia i Multimedia. W tym czasie urodziła dwie córeczki, a macierzyństwo stało się inspiracją do stworzenia pracy dyplomowej o tytule Do Przytulenia (promotorzy dyplomu: prof. Andrzej P. Bator i prof. Wiesław Gołuch). Praca uzyskała ocenę wzorową i została wyróżniona udziałem w wystawie MY2015 w Galerii Awangarda we Wrocławiu. Obecnie Maria prowadzi galerię Coffeeshop Turkawka.
Zadaniem galerii jest prezentacja dokonań powstałych w fotomedialnym nurcie sztuki. Publiczności zostanie zaprezentowany dorobek artystyczny, który ma swoje źródło w ogólnopolskim środowisku akademickim, ze szczególnym uwzględnieniem realizacji powstałych w dolnośląskim kręgu artystycznym. Galeria PHOTO ZONA zorganizuje wystawy o zróżnicowanym charakterze formalnym (fotografia, fotoobiekt, fotoinstalacja itp), które poza miejscem ekspozycji (Dolnośląskie Centrum Informacji Kulturalnej OKiS) będą upublicznione również w mediach elektronicznych i publikacjach.
Kuratorem wystawy jest Agata Szuba
Ucieczka z fotografii w kobierzec
O tak! To jest ten punkt podparcia. Archimedes go szukał, by poruszyć bryłę Ziemi. Nie znalazł, bo jako matematyk nie mógł wziąć pod uwagę uczucia, wielkości aktywnej w świecie fizycznym, ale fizycznie niemierzalnej, jako opoki mechanicznych eksperymentów o kosmicznym wymiarze. Ale przecież. Ale przecież gdyby los dziecka od tego zależał, to na macierzyństwie można by oprzeć dźwignię, która bez wahania podniosłaby Ziemię. O tak! Bez wahania.
Na szczęście jednak nie musimy tego czynić, bo los wszystkich dzieci – i wiedzą o tym wszystkie matki – zależy od tego, by Ziemia spoczywała w swych orbitalnych wirach niewzruszona. Pędząc w czarnej pustce po falach, jak to się staromodnie mówiło, eteru, powinna być stateczna na swym grawitacyjnym łożu. A więc jest stateczna. Chociaż mitologie notują katastrofy, to wstrząsy, a nawet pożary nieboskłonu, nie są w stanie zdeprawować ziemskiej drogi. Pewna jest w tym wirowaniu po elipsie. I jest w tym tańcu świetlista. O tak!
Fotografie z orbity okołoziemskiej niewiele mówią o tej świetlistości. Jeżeli sami z jakiegoś powodu nie patrzyliście jeszcze na Ziemię z oddali, na przykład z Księżyca, to nie zobaczycie tego błękitu na fotografii. Tak, jest wprawdzie na fotografii piękno, które was porusza, ale to jest jedynie niewielki ułamek tego błękitu, który możesz ujrzeć tylko wtedy, gdy tam jesteś i widzisz stamtąd błękitną planetę.
Ten błękit jest uczuciem tego, kto bierze ją jak hostię w ręce, taką małą, wirującą. I tego żadna paleta barw nie odda, bo ten kolor ma tylko istnienie w uczestnictwie. Więc dlaczego szukasz go na fotografii? Na niej nie ma tego błękitu i być nie może. Ten kolor jest bowiem kolorem współistnienia, więc nie można go ujrzeć w żadnym technicolorze.
Powiem wam jednak w tajemnicy, gdzie tę świetlistość można by zobaczyć, gdybyście z jakiegoś powodu nie byli jeszcze na Księżycu i sami nie patrzyli na Ziemię z oddali. Powiem wam, choć trudno w to uwierzyć, bo nie wszystkie przecież mają niebieskie oczy, ale kolor oczu nie jest istotny, chodzi o blask. Trudno w to uwierzyć także dlatego, bo tak brutalnie ociera się to o banał i trzeba subtelnego umysłu, żeby odrzucając to, co wydaje się trywialne, żeby pod miliardy razy odgrywanym misterium zobaczyć tę świetlistość, o której tu mówimy, w oczach szczęśliwej matki. Tak, w nich możesz ujrzeć światło Ziemi.
W oczach matki zawsze zachwyconej cudem narodzin. Matki uwięzionej w zachwycie. Matki, która chciałaby, żeby jej zachwyt podzielali także inni: czyż nie jest piękne moje dziecko? – wołają wszystkie matki na całym świecie. Widzicie to, co ja widzę? – dopytują się, trochę jednak niepewne.
Zachwyt nad pięknem dziecka przepełnia je tak bardzo, że na chwilę zapominają o swoich obowiązkach i poszukują nie tylko podziwu u innych, ale nawet starają się uwiecznić to, co je zachwyca. Starają się uwiecznić swój zachwyt. I co? Najczęściej robią zdjęcia swoim dzieciom.
Och, zdjęcia dzieci pokazywane wszystkim naokoło z natarczywym i nieznoszącym sprzeciwu żądaniem potwierdzenia, że tak, że jest piękne dziecko, najpiękniejsze. Wszyscy więc potwierdzają, a jeśli czynią to niewyraźnie, nieśmiało, ironicznie czy wręcz ze skrywanym obrzydzeniem, przymuszani są kuksańcami do entuzjazmu. Jakie piękne! - wołają z obłudnym szyderstwem.
Fakt, że na zdjęciach są jakieś bachory, jest na ogół dla matek zakryty, ponieważ trwa w nich pamięć tamtej chwili zachwycenia, które zmusiło je do zrobienia fotografii. Ale na fotografiach tego nie ma. Nawet jeśli dziecko jest piękne, co się przecież zdarza, nawet jeśli dziecko uchwycone jest w wyjątkowo uroczej pozie, co się także zdarza, i nawet jeśli fotografia jest rzemieślniczo czy wręcz artystycznie znakomita – to przecież nadal na fotografii tego nie ma. Zachwycenia.
Zachwycenia nie ma na zdjęciu. Zostało z niego zdjęte. Nawet przez mgnienie oka nie było go w obiektywie kamery. Aparaty fotograficzne nie mają na wyposażeniu subiektywów. Nie można zatem sfotografować więzi matki z dzieckiem, a ona jest substancją zachwytu. Nie chodzi o urodę, chodzi o niewidoczną dla obiektywu więź. W podobny sposób najpiękniejsze nawet fotografie Ziemi nie mówią nic o jej błękicie, bo jest on kolorem współistnienia i nie można go żadnym kunsztem wybrać z palety.
No dobrze, widzę, że się upieracie i bronicie tezy, że przecież możliwe, bo przecież są takie, że przecież możliwe są fotografie matki z dzieckiem, na których widać zachwyt. Ale ileż go widać? Ledwie rąbek. A gdzie jest na tej znakomitej hipotetycznej fotografii beztroska ufność dziecka, które porusza się wprawdzie niezdarnie, ale porusza się w świecie, w całym świecie i w całym świecie, w kolebce kosmosu, pod Drogą Mleczną matczynej piersi zasypia? Na tej świetnej fotografii tego nie ma. Matka może tego wszystkiego nie wiedzieć, ale ona jest całym światem i jest jako cały świat między galaktyki uniesiona. Czy to nie zachwycające? Matki mają ten wspaniały przywilej bycia całym światem, światłem. Tego nie ma na fotografii.
Maria Downarowicz, matka dwóch córek, prześlicznych; artysta fotografik. Kto mógłby boleśniej zderzyć się z deficytem fotografii, z jej negatywnością, z negatywnością obiektywu? Maturalny dramat każdego od tego momentu dojrzałego artysty zaczyna się od uświadomienia sobie bezwzględnej niewystarczalności uprawianej sztuki. Rozpacz z powodu tego fundamentalnego deficytu często u najzdolniejszych powoduje ciężką depresję. Ale Downarowicz nie ma czasu na hamletyzowanie, jest matką. Jej niespełniona fotograficznie potrzeba uwiecznienia zachwytu bycia matką nie zwiędła w stwierdzeniu, że nie można, że się nie da.
Jajo silnej ekspresji musi być zniesione. Więc przyparta potrzebą egzaltacji wybiegła Maria po prostu z błędnego koła fotografii w kołowrotek przędzenia, w szwactwo. Uwiecznia swój zachwyt w tworzeniu kobierca z niezliczonej ilości różnych kawałków tkanin. Są w tym kobiercu, w tej łacierzynie, wszystkie wzory, wszystkie barwy, wszystkie sploty, wszystkie materie, przede wszystkim zaś fotografie śpiących dzieci wydrukowane na tkaninie. Ten kobierzec może być-jest łąką dla dzieci albo nieboskłonem, gdy są nim przykryte. Po prostu światem. Dzieci są w nim obecne w dwóch planach, w sztucznym planie nieustającego dokumentowania, uwieczniania zachwytu, bo są wpisane, wdrukowane w kobierzec będący w nieustannym i wielorakim użyciu, i w planie na wpół rzeczywistym, gdy kobierzec jest światem-scenografią dla rzeczywistych dzieci. Oba plany się przenikają i nawzajem reflektują.
Praca nad kobiercem była ogromna. Drobiazgowa w uciążliwym i niezmordowanym jednocześnie dążeniu do całości. Wykonywana była w perspektywie wieczności, co podkreśla udział w tych pracach nad kobiercem matki autorki. Nieobecność babki, prababki, praprababki itd. w tym dziele była całkowicie przypadkowa i usprawiedliwiona śmiercią większości z nich. Ważna jest perspektywa pokoleń matek, które tkają kobierzec dla swych dzieci i w tym tkaniu nie ustają. Nie ustają matki w zachwycie i uniesieniu, te prządki, mojry, pracowicie tkające losy dziecięcia. Nie ustają.
Andrzej Więckowski
Organizator:
Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu – Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego
Patronat medialny nad Galerią PHOTO ZONA objęło Pismo Artystyczne Format, made-in-photo.com, Tuwroclaw.com,
Kulturaonline.pl, Quart Kwartalnik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego.