• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Aktualności

« powrót

Wystawa „Poradnik dobrego wyglądu" Małgorzaty Amarowicz

Dodano: 29.01.2016 13:30

26.02 - 30.03.2016
Galeria PHOTO ZONA
Ośrodek Kultury i Sztuki, Rynek-Ratusz 24, Wrocław
Wernisaż: 26 lutego 2016, godz. 17.00

 

Małgorzata Amarowicz – urodzona w 1989 roku, studentka studiów stacjonarnych II stopnia Akademii Sztuk Pięknych im. E. Gepperta we Wrocławiu na Wydziale Grafiki i Sztuki Mediów (specjalizacja: fotografia). Jest absolwentką Wydziału Ceramiki i Szkła, kierunku Wzornictwo i Projektowanie Szkła, na którym uzyskała dyplom licencjacki pod kierunkiem prof. nadzw. Barbary Zworskiej-Raziuk i prof. Kazimierza Pawlaka.

Swoją działalność artystyczną z zakresu sztuk wizualnych skupia głównie wokół wideo-instalacji i fotoobiektów.

 

Kolejna wystawa galerii to cykl Poradnik dobrego wyglądu autorstwa Małgorzaty Amarowicz.

Kuratorem wystawy jest Agata Szuba

 

Zadaniem galerii jest prezentacja dokonań powstałych w fotomedialnym nurcie sztuki. Publiczności zostanie zaprezentowany dorobek artystyczny, który ma swoje źródło w ogólnopolskim środowisku akademickim, ze szczególnym uwzględnieniem realizacji powstałych w dolnośląskim kręgu artystycznym. W roku 2016 Galeria PHOTO ZONA zorganizuje wystawy o zróżnicowanym charakterze formalnym (fotografia, fotoobiekt, fotoinstalacja itp), które poza miejscem ekspozycji (Dolnośląskie Centrum Informacji Kulturalnej OKiS) będą upublicznione również w mediach elektronicznych i publikacjach.

 

Jak sobie radzić z poradnikiem

 

Nie jest możliwe określić, który przemysł jest potężniejszy: zbrojeniowy czy urody. Z całą pewnością jednak przemysł urody jest bardziej bezwzględny. Pacyfiści potrafią do pewnego stopnia ograniczyć wyścig zbrojeń, a szpiedzy dbają o wyrównanie poziomów technologicznych. Zaciekłość w dążeniu do urody jest natomiast nieustająca i obejmuje wszystkie dziedziny życia.

Okrutny nakaz dążenia do piękna jest fundamentalny. Teoria ewolucji umieszcza go na poziomie naturalnego doboru. Mówimy: dobór, a przecież jego istotą jest bezwzględna eliminacja. Zapominamy, że triumf wyboru jest tragizmem odrzucenia. Z tego właśnie powodu uroda, główna broń naturalnego doboru, jest orężem totalnym – zdobywa i niszczy wybierając-pomijając, a strategia ta dotyczy sprawy najbardziej zasadniczej: uczestnictwa w gatunku. Mamy do czynienia wedle nauki z zasadą tkwiącą w naturze. Teoria ortogenezy zakłada, że organizmy żywe mają wewnętrzny pęd ku rozwojowi do coraz doskonalszych, czyli coraz bardziej urodziwych form. Jest wiele powodów, by podejrzewać, że zasada ta jest bardziej powszechna i obejmuje nie tylko organizmy żywe. Omnia natura aspirat ad formositas. Co po polsku nie da się precyzyjnie powiedzieć bez etymologicznych rozważań, że cała natura dąży do piękna. Cała natura formuje się w pięknie.

Jeśli zatem w ten sposób to się odbywa, to znaczy, że się samo dzieje, bez naszej przyczyny, i można by się tym nie zajmować. No, ale była-jest Ewa, wąż… i dalej się to już potoczyło z wiadomym skutkiem. Na strategię natury Ewa nałożyła swoją. Opakowała naturę, nie tylko by ją przechytrzyć, oszukać. Naturalna, w fizjologii zanurzona uroda wzbudza pożądanie krótkotrwałe, a potem wręcz niesmak. Więc kostiumy kultury mają służyć stabilizacji bodźca, ukryciu fizjologii w strategii zwanej uczuciem, aby naturalne pożądanie przemienić w rytualną skłonność, gdzie zwyczaj łagodzi, ale też wydłuża spontaniczność.

Męskie strategie w patriarchalnym społeczeństwie poszły w kierunku kalokagatii, czyli idei jedności dobra i piękna. Dzisiaj to pojęcie zapomniane, a jeśli nie, to fałszywie rozumiane. Dobro i piękno – związane w jedność – nie były cnotami abstrakcyjnymi, lecz warunkiem uzyskania obywatelstwa, czyli tego w nas indywidualnych, co powinno było być budulcem państwowości.

Kalos kagathos – piękny i dobry – było zatem domeną polis, dosłownie „miejsca warownego”. Państwo zbudowane z jedności piękna i dobra, z materiału zaczerpniętego z wieczności, to idea zaiste monumentalna.

Wróćmy jednak do Ewy współczesnej poddanej przemysłowemu terrorowi polepszania urody. Nie jest w tym przypadku istotne, że terror to szalbierski. Nie jest ważne, że wszystko tu jest pomylone, że uroda ciała poddanego obróbce mechaniczno-chemiczno-elektronicznej, ciała-towaru z reklamy, urąga poczuciu przyzwoitości. Nie jest ważne, że reklama już od dawna nie reklamuje produktów dla ich wartości użytkowej. Ważne natomiast jest, że reklama wykreowała konsumpcję jako najpiękniejszy styl życia. To się udało. Reklama osiągnęła wszystko.

Konsumując będziemy piękni, młodzi, szczęśliwi, atrakcyjni, seksowni, bogaci (w ostateczności wzbogacą nas kredyty), żyć będziemy w najpiękniejszych miejscach na ziemi z najpiękniejszymi kobietami i mężczyznami, słońce będzie świecić zawsze, a my nie będziemy wiedzieli, co to stres, zobowiązania, terminy, wysiłek, daremny trud. Taki świat jest naszym celem. Ale jak się w nim znaleźć? Konsumując – to przecież jasne.

I tu jest pułapka, bo konsumując tylko trochę, tylko trochę jestem w tym świecie. Jeśli kupiłem szampon, to jestem w tym świecie cząstką siebie, mianowicie włosami i tylko tak długo, jak długo będą świeże po myciu. Jeśli oszczędzając przez długi czas kupię sobie opla, to wprawdzie dojadę do pracy i na urlop, ale będzie to praca ciężka i źle opłacana, a urlop na polu namiotowym nad Bałtykiem. Zmęczony oszczędzaniem na opla nie będę miał zapału do życia. Opel bardzo też ogranicza grupę kobiet spośród których mogę wybierać oraz ich urodę także. Kobiety posiadaczy ferrari wyglądają inaczej. I wie to już każde dziecko, domagając się od rodziców przedmiotów markowych, bo tylko one chronią przed wykluczeniem.

Nieoczekiwanie zgubiliśmy Ewę i sami znaleźliśmy się w narracji jako bohaterowie. Mało tego, wciągnęliśmy dzieci, których posiadanie nie mieści się w upragnionym pogodnym hedonizmie reklamy, gdzie seks jest wartością autonomiczną konsumpcji i całkowicie nie łączy się już z prokreacją. Dzieci nie pojawiają się w wyniku seksu, lecz w wyniku roszczenia markowych przedmiotów. I tylko jako takie.

Powróćmy zatem do współczesnej Ewy. Żeby wydostać się z rzeczywistości zwykłej, niższej, do świata reklamy, który – jak to powoli zaczynamy rozumieć – obowiązuje także tych, którzy świadomi są jego kompletnego zidiocenia, trzeba skorzystać z zabiegów magicznych. Małgorzata Amarowicz umieszcza się zatem w zaaranżowanej na kształt ekranu telewizyjnego przestrzeni. Markuje w ten sposób swoje zwielokrotnienie. Jako liczba pojedyncza bowiem wiedzie się szare życie w rzeczywistości, żeby się natomiast z niej wyrwać, trzeba wystąpić w liczbie mnogiej. Tylko multiplikacja zapewnia istnienie w wyższym świecie konsumpcji. Tam, im bardziej twarz powielona, tym bardziej rzeczywista. I nie tylko rzeczywista, ale też bardziej obowiązująca jako wzorzec. Twarz powielona w nieskończoność staje się nieskończenie piękna.

Nie można wszelako zapomnieć, że powielanie ma swoją procedurę, bo inaczej nie zadziała jego magia. Telewizja na przykład atomizuje twarz na piksele. Dopiero z tych pikseli powstaje obraz. Im więcej pikseli, tym obraz piękniejszy. Szkło w instalacji Amarowicz sugeruje raczej ekran z paskami kineskopu, ale zasada jest zachowana: najpierw atomizacja, potem obraz. Najpierw anihilacja z rzeczywistości, a potem pod postacią cząsteczkowej chmury transmisja przez ucho igielne kreacji, czyli przenosiny wielbłąda rzeczywistości do raju reklamy pod postacią wzoru piękna. Dzięki pomnożeniu pustki w nieskończoność oczywiście.

W głównej części instalacji autorka uprawia gry magiczne, dzięki którym urywa się represjom poradnika dobrej urody, bo sama bawi się w poradnik i represjonuje innych wedle znanej metody sado-maso. Tylko na pozór inaczej objawia się Małgorzata Amarowicz w komentarzu, czyli w zdjęciach dodatkowych. Tutaj jako mała syrenka (znowu w PhotoZonie syrenka) w pozie z rzeźby Eriksena jest już z góry powielona jako znak kultury, czyli postać z baśni Andersena, i jako znak popkultury w milionach pocztówek z Kopenhagi i milionach zdjęć nie tylko z Japończykami.

Hierarchia bytów też jest zachowana: syreny, wedle Andersena, to istoty bez duszy, ale dzięki dobrym uczynkom z jej możliwością. Syrenka z niższej, jakby podwodnej, niewidocznej rzeczywistości, zakochuje się w księciu z rzeczywistości wyższej, powielanej. Może uzyskać do niej dostęp poprzez dobre uczynki ogromnych wydatków konsumpcyjnych, dzięki czemu ratuje księciu życie i je podtrzymuje w dalszej ekstatycznej multiplikacji.

Ale w tym konsumpcyjnym zabieganiu zaczynają boleć syrenkę nóżki. Gdy więc powielany książę pragnie poślubić powielaną księżniczkę, syrenka szans nie ma żadnych, bo nóżki schodziła do rybiego ogona. Różnica między instalacją a zdjęciami dodatkowymi jest taka, że tam było sado-maso, a tu jest tylko maso. Jeżeli z tego wszystkiego na końcu zrodzi się dusza, to znaczy, że zabiegi Małgorzaty Amarowicz wobec nieznośnego imperatywu doskonalenia urody odniosły skutek.

 

Andrzej Więckowski

 

 Organizator:

 

Patronat medialny nad Galerią PHOTO ZONA objęło Pismo Artystyczne Format, made-in-photo.com, Tuwroclaw.com,

Kulturaonline.pl, Quart Kwartalnik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego.