• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Literatura

« powrót

Odra 4/2013 – Mieczysław Orski

Dodano: 05.04.2013 12:06

Mieczysław Orski

 KOSMO-POLACY NOWEJ PROZY

 
 Dokonując kilka lat temu krytycznego przeglądu dorobku najnowszej prozy polskiej, zwracałem uwagę na duży udział w zobrazowanej w niej rzeczywistości atrybutów i rekwizytów z zakresu, ogólnie mówiąc, „dołu materialno-cielesnego” tudzież na symptomy „zaśmiecenia” opanowującego tło narracji powieści i opowiadań. Wiele spośród tych narracji, koncentrujących się na obnażaniu krzywd ludzkich i zła społecznego, wytykaniu wad ustrojowych, piętnowaniu przeżartych korupcją przedsiębiorstw, spółek itp. – zdominowanych zdaniem autorów przez egoistyczne i złowrogie kapitalistyczne układy korporacyjno-mafijne – zdawała się dopadać przy tym epidemia nawrotu do poetyk naturalistycznych.

 Przewijające się tu często w tle śmietniki, szamba, zapaskudzone podwórka blokowisk, straszne mieszkania z ich strasznymi mieszkańcami itp. nie pełnią roli jedynie didaskaliów, dekoracji, a – podszyte całym arsenałem podtekstów, aluzji i symbolicznych strachów – dają wyraz postawom i zapatrywaniom autorów na bieg spraw w kraju, ich filozofii. Tę strategię autorską inspirowało dość powszechne przekonanie, że niepowodzenia, niedole, wszelkie dramaty osobiste i rodzinne obywateli III RP wynikają nie tyle z ich nieudolności, niezaradności, przywar, ile z historycznych powodów, a szczególnie z ich kunktatorstwa, zachowawczości, oportunizmu dziedziczonego w spadku po poprzednikach, reprezentantach peerelowskiego establishmentu, czyli gatunku – jak go definiował kiedyś w opowiadaniach Marek Nowakowski – homo polonicusa, rodzimej odmiany posttotalitarnego homo sovieticusa. Najczęściej portretowani w czarnych barwach ojcowie bohaterów wielu powieści z tamtego rozdziału literatury – pióra m.in. Wojciecha Kuczoka, Sławomira Shutego, Ignacego Karpowicza, Michała Witkowskiego, Piotra Siemiona, Krzysztofa Vargi, Łukasza Orbitowskiego, Tomasza Białkowskiego – personifikowali w optyce narratorów dominujące w społeczeństwie postawy roszczeniowe i bierne, stanowili ucieleśnienie konserwatywnego, zakłamanego, egoistycznego patriarchatu III RP (o czym pisałem w książce Opowieści dla dorosłych i opowiastki dla niedorosłych, Wrocław 2010).

Od pewnego czasu zaczyna jednak w naszej prozie przeważać – z pozytywnym artystycznym skutkiem (nie zawsze docenianym w wirze obecnej marketingowej recepcji i na ogół oszołomionej prawami rynku krytycznej percepcji) – klarująca się wolno inna, wartościowa opcja poznawcza i estetyczna. Jej przedstawiciele zrywają z dominującą dotychczas pesymistyczną wizją odzyskanej i przechodzącej niekorzystną ich zdaniem metamorfozę ojczyzny, a także z drugiej strony z dominacją patriotycznych nut, podgrzewaniem klechd narodowych, kontynuacją litanii odwiecznych polskich skarg itp. Powiedziałbym, że można mówić o zaznaczającym swoje miejsce w nowej literaturze jej „drugim obiegu” – tym razem nie politycznym, a estetycznym. „Drugim”, dlatego że obejmuje on utwory pomijane w rankingach, w hierarchii liczących się obecnie w powszechnej świadomości Polaków zjawisk artystycznych, lokujące się na marginesie uwagi społecznej, promocji medialnej i niestety także (jakże skąpej dziś) kontroli krytycznej – i że dochodzi w nim do głosu mniej ciesząca gusty czytelnicze, wcześniej lekceważona, rzadko patronująca naszej sztuce tendencja kosmopolityczna, zwiastująca wyrwanie się autorów na szersze wody idei i stylów. Przypomnijmy, że o taki punkt widzenia i pisania kruszyli kiedyś kopie z misjonarzami rodzimej, świętoojczyźnianej racji stanu Witold Gombrowicz i Andrzej Bobkowski. Wśród kilku pozycji tego drugiego uciekiniera z Polski, a potem z Europy, same jego Szkice piórkiem (I wydanie Paryż 1957) powinny zapewnić mu miejsce w podstawowym kanonie naszej nowoczesnej literatury, a wciąż nie zapewniają – jak można sądzić, z powodu drażliwej dla wielu rodaków, obrazoburczej wymowy jego refleksji. Ten znakomity, wizjonerski pamiętnik duchowy „kosmo-Polaka” przebija swą zgryźliwą tonacją, kąśliwymi ocenami narodowych stereotypów i idoli, mesjanistycznych mitów i patriotycznej tromtadracji itp. nawet Dzienniki Gombrowicza. Przy czym wiele pesymistycznych diagnoz społecznych i katastroficznych (jak u Witkacego) przeczuć płynęło u Bobkowskiego w dużej mierze z obserwacji nie tylko krajowego podwórka, ale i z postępującej jego zdaniem degrengolady społeczeństwa całej Europy. Co staje się też istotnym wątkiem wielu wydawanych ostatnio u nas utworów.

Do formacji „kosmo-Polaków” dołącza śladem obu prominentnych poprzedników między innymi poeta, eseista, badacz z Olsztyna Kazimierz Brakoniecki – przede wszystkim w swoim niedawno wydanym Dzienniku (choć tu zapewne w kontekście poprzedniego akapitu powinno paść zwyczajowe: toutes proportions gardées), książce będącej owocem podjętej przez autora przed trzema laty refleksyjnej podróży po Niemczech. Debacie autorskiej konkretnego pretekstu dostarczają tu obserwacje Niemców i ich kraju po zjednoczeniu, rozmowy o historii z niemieckimi profesorami, wizyty w muzeach, także nazistowskich, zwiedzanie Wannsee itd.; a patronuje jej zamysł przeanalizowania i skomentowania kondycji kogoś żyjącego współcześnie w naszym kręgu kulturowym, zadania pytań zarówno o jakość i wartość demokracji, tym razem wszakże ponadgranicznej, dzielonej przez narody i polski, i niemiecki, jak i o kultywowanie wciąż żywych w świadomości ludzkiej rykoszetów historii – z ponawianymi na różne modły tematami wojennymi, tragedią Holocaustu, losu polskich Żydów itd. Te kwestie rozpatrywane są jednak nie w trybie „kanonicznym”, nie w nastroju dramatycznych przypomnień, roztrząsań, śledztw, wiecznych żalów, a w intencji zgłębienia i sprawdzenia fundamentów wspólnoty europejskiej. Padają tu pytania o tożsamość mieszkańca Europy po upadku żelaznej kurtyny, o przyszłość obywateli tej wspólnoty – wśród nich zaś szczególnie kogoś żyjącego, jak autor książki, na podminowanym przez epoki konfliktów zbrojnych i sporów politycznych zakątku mazurskim. Kogoś, kto przy tym przez wiele lat praktykując twórcze zajęcia w zaciszu swego warsztatu czytelniczo-literackiego i bibliotek, obcując z niepoliczalnym dorobkiem ludzkiej kultury i nauki, teraz obserwuje, jak wiele z tego kapitału cywilizacyjnego ulega degradacji, ile już z niego przepadło z kretesem, a ile kończy w śmietniku medialnym. Brakoniecki dostrzega w konkluzji swego soliloquium ratunek dla kontynentu (podobnie jak kiedyś Bobkowski) w szansie odnowy szeroko rozprzestrzeniającej się demokracji w duchu etycznym. Kiedy czytałem prawie równocześnie (20 maja ub.r.) w „Gazecie Wyborczej” mądry artykuł Marka Beylina o „śmiertelności” demokracji i o tym, że aby postawić na nogi Europę, nie wystarczy uratować euro, rzucił mi się w oczy wspólny tenor opisanego przez publicystę planu ratunkowego dla obywateli kontynentu z zarysowanym przez Brakonieckiego projektem – rewolucji etycznej. Beylin: Europa potrzebuje nowego paktu dla demokracji (…). Rządy, partie, parlamenty, czyli to, co stanowi filary klasycznej demokracji, wzbudza coraz większą nieufność ludzi… Jest więc jasne, że impuls odnowy demokracji nie wyjdzie od rządów ani tradycyjnych partii, uciekających od ryzykownych decyzji. Taki impuls może wyjść tylko od coraz silniejszych wobec władzy obywateli. Ale, przyznaję, to sprawa diablo trudna… Brakoniecki: Nie wiem i nie będę wiedział, jak nazwać moje pragnienie, gdy myśląc o odnowie życia społeczno-politycznego, którym nie będzie rządzić wolny rynek niewolników, totalitaryzm państwa, kult towaru, rozrywki, spektaklu (…), po raz kolejny jak tylu przede mną w XX stuleciu zastanawiam się nad „trzecią drogą”, tym razem obywatelsko-duchową Demokracją Jedności Świata. Jest to najpewniej mrzonka, chodzi mi o projekt uniwersalnego państwa etycznego… A więc o projekt wyrażający z całą mocą przekonanie, że kryzysu społecznego i ekonomicznego, jak również wszelkich problemów współczesnego świata, tak zwaśnionego i bogatego w wiedzę o totalitaryzmach, nie rozwiążą już sami politycy ani ekonomiści, żadne partie i Kościoły, wszelkie lewice i prawice, różne „-izmy”, na czele z „socjalizmem” i „kapitalizmem” etc. Że rozwiązanie może przynieść tylko wielkie ocknięcie się, rachunek zbiorowego sumienia i przebudowa „obywatelsko-duchowa” społeczeństw ponad podziałami i granicami.