Literatura
„ODRA” 1/2013 – WSCHOWA JAKO AXIS MUNDI
Dodano: 08.01.2013 13:22Wojciech Kudyba
WSCHOWA JAKO AXIS MUNDI
W TWÓRCZOŚCI SERGIUSZA STERNY-WACHOWIAKA
Obszerna i wielogatunkowa twórczość Sergiusza Sterny-Wachowiaka nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z autorem bardzo aktywnym i świadomym swych zadań w polsko-niemieckim polilogu kulturowym. Sergiusz Sterna-Wachowiak współpracuje z wieloma prestiżowymi organizacjami literackimi (w Polsce i w Niemczech. Udziela się jako eseista i krytyk literacki na łamach pism polskich i niemieckich, od wielu lat kieruje wydawnictwem SPP w Poznaniu, redagując m.in. renomowaną serię książek poetyckich (opublikowano tu zbiory takich poetów, jak Else Lasker-Schüler, Johannes Poethen, Christoph Lippelt oraz prozę Annemarie Müller-Górzno czy Rainera Wochele). Jest też autorem antologii dwudziestowiecznej poezji polskiej Polnische Lyrik aus hundert Jahren (Hamburg 1997). W swych esejach i wierszach konsekwentnie buduje mityczny obraz „pogranicznej arkadii”, świadomie przeciwstawiając go polskiej mitologii Kresów wschodnich.
Współczesne krajobrazy pogranicza południowo-zachodniej Wielkopolski i Dolnego Śląska stają się w utworach Sterny-Wachowiaka palimpsestami. Spojrzenie poety sięga w głąb warstw przeszłości, wydobywając na jaw barwne i wielokształtne Sitz im Leben polskich, niderlandzkich i niemieckich rzemieślników, żydowskich i czeskich uczonych oraz niemieckich poetów śląskiego baroku. Zabiegi poety dobrze ilustruje jego wiersz Las Świętego Krzysztofa:
Co zostało z Christophwalde koło Krajeńskich Strzelc?
Z Holland-Pasłęka, Olędrów Borujskich, Terespotockich
czy Nowosileńskich? Chłopi spod Lejdy, z Fryzji, znad
Zuider Zee osuszali tam bagna. Stawiacze grobli i śluz,
nomadowie Północy w drodze po tolerancję, świętego
Graala i miseczkę fasoli. Rok 1567, 1296 albo 1765.
Christophwalde. Guszt-Hollander. Skorupka fajansowej
wazy z Delft? Drewniany sabot w mule? Zasuszony płatek
tulipanu?
Nadchodzi jesień i czerwienią się buki. Spójrz, liliowe plamy
wrzosowisk na wzgórzach. Ciemnozielone, grube sukna traw. I jeż,
ze złotym jabłkiem na kolcu. Szydło światła nad wodami czystymi
jak słoneczniki porzucone w trawie. Odległe dachy miasta, woń
torfowisk i turzyc. Frans Hals? Łukasz z Lejdy?
Dzieło nieśmiertelnego pędzla skończone i odchodzi
plejstocen, mistrz. Jeszcze krząta się czeladź (…)
Pytanie, jakie pada na początku utworu, jest pytaniem o ślad. Można by przypuszczać, że chodzi wyłącznie o coś, co odcisnęło się w języku, zostawiło w nim swoje piętno, ale nazwy geograficzne odsyłają tu dalej, kierują w stronę ludzi. Toponimy okazują się śladami osób. Cały krajobraz jawi się jako przestrzeń tropów – Innego, zapis jego obecności. Pejzaż – widziany w wierszu jako tekst – nie ma charakteru przedmiotowego, lecz podmiotowy. Wraz z poetą odkrywamy, że przeszłość ma twarz – mianowicie bliźniego. Pytanie o to „co zostało?” nie dotyka wyłącznie czasu, przestrzeni i języka. Autor przypomina, że ślad minionego jest śladem osoby – tej, a nie innej. Przekonuje, że przeszłość ma charakter zobowiązujący – jest mieszkaniem konkretnego człowieka. Próba zapomnienia, wymazania śladów musiałaby być próbą zabicia tego, który przeszedł. Ślad okazuje się wezwaniem do wspólnoty, do etyki solidarności z tym, który go zostawił (por. Emmanuel Levinas, Ślad innego).
Na czym miałaby ona polegać? Na uważności wobec krajobrazu jako tekstu przeszłości, na czułości wobec tych, którzy zapisali w nim swój los. Nie są oni anonimową zbiorowością. Przeciwnie – są indywidualnymi osobami, które autor przyzywa po imieniu. Co więcej: pyta nas o nie, poruszony zagadką ich obecnej nieobecności. Skąd ten paradoks? Chyba stąd, że ślady osób są kruche. Istnieją o tyle, o ile chcemy, by do nas przemawiały. Nie przypadkiem poeta wspomina o skorupce wazy i płatku tulipana. Ślady domagają się troski, ukazują się nam w swojej biedzie, wymagają opieki. Dla tego, kto potrafi je odczytać, stają się jednak czymś więcej niż uciążliwym zobowiązaniem. Jawią się jako dar. Pozwalając na wgląd w los Drugiego, poszerzają naszą własną egzystencję o inny sposób widzenia i przeżywania świata. Są zdolne do budowania poczucia wspólnoty losu. Uświadamiają coś, co należy do paradygmatu każdej ludzkiej egzystencji – wysiłek zamieszkania w świecie, zanurzenie w czasie, daremną walkę z tym, co nieuchronne, ulotność życia, jego kruchość. Olędrzy z Holland-Pasłęka nie są w omawianym wierszu obcymi. Ukazują się tacy jak my – poszukujący lepszych warunków życia, lepszego społeczeństwa, goniący za marzeniami, śmiertelni. Jesteśmy tacy sami, jak oni – wpisani w ten sam obraz malowany nieśmiertelnym pędzlem, poddani prawom geografii, przyrody i historii. Tak odczytuję przesłanie utworu.
W jednym z esejów Sterny-Wachowiaka odnajdujemy fragment, który ma charakter programowy i może być traktowany jako wskazówka, wytyczająca kierunek interpretacji świata przedstawionego w utworach pisarza: Pogranicza są trzywarstwowe, wykształcają trzy pokłady. Pokład pierwszy tworzą „ja” wewnętrzne, „ja”, które są opoką grupowych czy gminnych tożsamości: „ja” Żydów, „ja” Litwinów, „ja” Polaków, „ja” Niemców, a raczej „ja” narodu, kultury i religijności (…). Pokład drugi to „ty”, (…) szaty współżyjących kultur, różnice obnoszone jak znaki przynależności do grup narodowych albo wyznaniowych gmin, cechy z dala widoczne; język, mentalność, obyczaj, moda, sposób bycia, preferencje, akcesoria, ceremoniał (…). Pokład trzeci tworzy głębokie „my”, „my” człowiecze, międzyludzkie, humanistyczne, ethos elementarny wspólny wszystkim narodom, kulturom i wyznaniom: nie zabijaj, nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”[1].
Wyprawa w głąb krajobrazu, podróż w czasie, próba odczytania śladów przeszłości – wszystko to zmierza tu w stronę spotkania z Innym. Jest rodzajem rozmowy w horyzoncie wartości uniwersalnych, ogólnoludzkich. Ów dialog jest bardzo ważny, w jego trakcie dokonuje się bowiem osobliwa gra konstruowania i dekonstruowania tożsamości. Jak przekonuje pisarz, tożsamość ludzi pogranicza (a więc nas wszystkich?) nie jest czymś raz na zawsze ustalonym. Wręcz przeciwnie: jest rzeczywistością dynamiczną, bo dokonującą się w żywym spotkaniu. Idei tej Sergiusz Sterna-Wachowiak poświecił powieść Iskra lejdejska. Eugeniusz Dzięcielewski w swym opracowaniu Wschowa i Ziemia Wschowska w literaturze (Wschowa 2006) pisze o tej książce następująco: We Wschowie i w Ziemi Wschowskiej jest wiele śladów pogranicza w architekturze i zabytkach, a także w ludzkich losach, w samych już właściwościach mieszkańców. Są wśród nich (…) Jonasz Szlichtyng z dolnośląskiego arystokratycznego rodu, Niemiec, który podpisuje się „eques Polonus”, jak i polski szlachcic Rafał Gurowski, który jest niemieckim hrabią (…). Przypadki tych historycznych postaci w Iskrze lejdejskiej są personifikacjami rzeczywistości, w której unieważnione zostały narodowe, kulturowe i wyznaniowe korzenie, granice i tożsamości. (…). Zasadą świata-tygla jest przecież nieustanna płynność, multiplikacja, przemienność, a więc i metamorfoza, wcielanie się i podszywanie jednego pod drugie. Nie dziwi, że „iskra lejdejska” konsekwentnie przeskakuje w powieści także pomiędzy rzeczywistością a zaświatami, spotykając ze sobą żywych i umarłych, ludzi i duchy. Pozwalam sobie przypomnieć Iskrę lejdejską po to, by podkreślić, że w twórczości Sergiusza Sterny-Wachowiaka granice kulturowe pełnią funkcję pars pro toto granic pomiędzy światem widzialnym i niewidzialnym. Płynna tożsamość bohaterów powieści tylko na pozór pozwala się wpisać w paradygmat postmodernizmu. W rzeczywistości odnosi się raczej do idei przenikania się transcendencji i immanencji, otwartości egzystencji wobec spraw nadprzyrodzonych. Spotkanie Drugiego odbywa się w utworach Sterny-Wachowiaka zawsze w horyzoncie otwarcia na to, co zupełnie inne, co przekracza wymiary bezpośrednio danego „tu” i „teraz” i kieruje ponad rzeczywistość, którą znamy.