Literatura
ODRA 1/2017- Kenneth White
Dodano: 24.01.2017 12:38Kenneth White (ur. 1936) – szkocki poeta kosmograf, eseista, myśliciel mieszkający od 1983 roku we francuskiej Bretanii, globtroter, autor ponad trzydziestu tomów wierszy, programowych traktatów intelektualnych, esejów, prozy refleksyjnej i podróżniczej. W latach 1983‒1996 profesor poezji XX wieku na paryskiej Sorbonie, założyciel Institut International de Géopoétique. Laureat prestiżowych nagród za twórczość, m.in. prix Médicis Tanger, prix Alfred de Vigny (1987), Roger-Caillois (1998), Bretagne (2006). W swojej twórczości filozoficznej i literackiej podejmuje w sposób oryginalny niezbywalne związki człowieka i jego cywilizacji z naturą, ze światem w jego skali planetarnej, postulując postawę otwartości, dialogu wielokulturowego, prymat geopoetyki nad geopolityką. Twórca takich pojęć jak geopoetyka, nadnihilizm, chaotycyzm.
Kenneth White
MEDTYTACJA W PORZE ZIMOWEJ
Czymkolwiek jest świat, leży on daleko przed nami.
Ale jego szkic, jego zarys widoczny jest już w krajobrazie.
Barry Lopez
1.
,,Nagle wszystko znikło poza światem chmur i zostaliśmy sami pośrodku wielkiej równiny otoczonej ośnieżonymi wzgórzami i górami, które na nas patrzyły. Zapadła cisza, chociaż pojawiły się szepty”. Tak wichasa wakon (,,święty człowiek”) z plemienia Siuksów relacjonował swoją wielką wizję, wielką zimową wizję. Dla amerykańskich Indian zima jest taką porą roku, która nie ma nic wspólnego z odczuciem braku i negacją. Zima to ,,pora tajemnic”. Pusta cisza śnieżnego pejzażu jest zaproszeniem do koncentracji i medytacji, co sprzyja potencjalnej ekspansji ducha.
I tej koncentracji oraz ekspansji najbardziej brakuje nowoczesnemu człowiekowi. Obywatel – pędzący tu i tam pomiędzy urzędem a cyrkiem, pomiędzy nudą a rozrywką, straciwszy orientację w cywilizacji, która pozbywszy się głębokiej kultury, kamufluje swój brak, robiąc dużo hałasu i tworząc wiele obrazów – ostatecznie unika jakiegokolwiek wyciszenia, otwartej chwili, w której mógłby niewzruszenie kontemplować swoją ,,pierwotną twarz”, jak powiada buddyzm zen; jest bardziej lub mniej zadowolony, lecz niewiele wie jeszcze o prawdziwej radości, egzystując w samozadowoleniu swojej wypełnionej po brzegi przeciętności.
Ale jest sztuka. Sztuka polega na tym, że kiedy zakładamy ją na głębokich fundamentach, kiedy nie jest innym aspektem cyrku – to odzyskujemy tę wyciszoną część nas samych (może tylko na czas określony, a wszystko zależy od mocy podjętej koncentracji i jakości siły woli), która zabiera nas ze społeczeństwa wrzawy i pozwala obcować z uniwersum.
2.
Tego wieczoru proponuję, abyśmy udali się w wyimaginowaną podróż do Domu Wielkiego Chłodu otoczonego przez wiatry, nad którym zimą pojawia się księżyc. W Domu Wielkiego Chłodu stoją drzewa, a na tych drzewach znajdują się ptasie gniazda. Może uda wam się utkać odpowiedni strój z opadłych piór i polecicie wysoko, daleko i długo. Jeśli chodzi o drzewa, to musicie nauczyć się je czytać, ponieważ każde drzewo jest pismem, tak jak każde prawdziwie głębokie pismo jest drzewem życia. Wysoko siedząc, dobrze się medytuje o kolorach, o kolorach pięciu kierunków: niebieskim (północ), czerwonym (południe), białym (wschód), czarnym (zachód), żółtym (centrum). Możecie ponadto napawać się tchnieniem i światłem. I kto wie, ale to nie zdarza się każdemu, osobliwie za pierwszym razem, może uda wam się spotkać z tajemniczą, bardzo tajemniczą Córką Słońca i Księżyca.
To wszystko trochę pachnie chińszczyzną. Rzeczywiście, to bardzo taoistyczna medytacja zwana ,,ekstatyczną podróżą”.
Mircea Eliade wyjaśnia to zjawisko za pomocą bardziej abstrakcyjnych, ale bliższych nam pojęć ,,twórczej wyobraźni”, a Henry Corbin ,,aktywnej wyobraźni” posiadającej ,,psychokosmiczną funkcję”.
Marzenie, wizja, wyobraźnia. Nie rozprawiamy tutaj o psychicznym delirium albo o prostej fantazji (koleiny łaknącego, lecz zamkniętego umysłu), ale o czymś w rodzaju życiowej konieczności. W Thalassa psychoanalityk Sándor Ferenczi omawia biogenetyczną frustrację nowoczesnego człowieka. Psychiczne choroby szerzą się, a zamykane są w formułach psychopsychiatrycznych. Może lepiej byłoby od czasu do czasu skorzystać z tej małej ,,ekstatycznej podróży”.
3.
Henry Thoreau spędzał swój czas na przechadzkach wokół stawu Walden w pobliżu miasteczka Concord w Nowej Anglii. ,,Cyrk” w tym czasie zaczynał się już rozszerzać. Wycofawszy się ze społecznego świata, ironicznie nazywał samego siebie inspektorem od śnieżyc. Nadzorował, obserwował, zbierał szczegół do szczegółu, chociaż jakikolwiek inny naukowiec mógłby robić to samo i w ten sposób powstałby jedynie kolejny naukowy dokument. Jeżeli poważne zajęcie Thoreau nosiło znamiona naukowej czynności, to mimo wszystko on się na tym nie zatrzymał. Pytanie, które sobie wcześniej zadał, brzmiało: w jaki sposób pogłębić odczucie życia? Nie chciał po prostu napisać raportu, pragnął osiągnąć to, co Walt Whitman wyrażał za pomocą – jak to często czynił – francuskiego słowa rapport, co po angielsku znaczyło relationship: związek, więź. W ten sposób Thoreau pragnął wejść w ,,wielki związek/więź”, używając przy tym terminów mitologicznych. Czy to znaczy, że opowiadał się za wskrzeszeniem bogów albo oglądaniem wróżek w zaroślach? Nie. Thoreau i my wraz z nim powinniśmy odwoływać się do niefiguratywnej (nieprzedstawiającej) mitologii. Może po prostu lepiej byłoby powiedzieć: ,,białej” mitologii jako sposobie percepcji oraz drodze myślenia, drodze bycia wychodzącej poza ,,ja”, jako o głębokim odczuwaniu świata. Tego typu odczucie nie może być wyrażone za pomocą naukowego sprawozdania/raportu, może być natomiast wyrażone poetycko za pomocą ,,ziemskiej poezji”, która umożliwiłaby ,,mówienie skałom”. Całe dzieło Thoreau, wszystkie te jego ,,mitologiczne” przechadzki kierują się w stronę tego typu poezji: W pierwszym dniu kwietnia padało, a lód topniał. Wcześnie rano w gęstej mgle usłyszałem zagubioną gęś, lecącą i wołającą nad stawem, jakby była autentycznym duchem tej mgły[1].(...)